Zygmunt Balicki - Jedność wewnętrzna polityki narodowej

Dla społeczeństwa, rozciągającego ustawiczną i baczną kontrolę nad swym życiem wewnętrznym, nie ma troski ważniejszej nad zachowanie własnej jedności duchowej. Gdy ją posiada, gdy jest jej pewne, kwestia sprostania nasuwającym się w biegu życia zadaniom jest tylko kwestią wysiłku, zwróconego na zewnątrz; gdy jej nie ma, każde nowe sytuujące przed społeczeństwem zagadniecie wywołuje przede wszystkim szamotanie wewnętrzne, nadaremne próby ustalenia dyrektywy politycznej, a wysiłek, który w całości powinien by być zużyty na akt woli, rozprasza się i rozbija na starcia nurtujących w świadomości, a sprzecznych ze sobą popędów, z których jeden ubezwładnia drugi. Stąd zrodzić się może tylko czyn chwiejny, niepewny siebie, pozbawiony wyrazistości i mocy, jeżeli nie rozpływa się wręcz w jałowym wyrazie rozstrzelonych stanów wewnętrznych.

Nie idzie tu o ten brak jedności duchowej w społeczeństwie, który sprowadzają żywioły mu obce, nie zsolidaryzowane z nim lub wrogie zasadniczym jego podstawom, ale o brak jedności, gnieżdżący się we własnej jego duchowości wewnętrznej i w niej mający swe źródło, chociażby duchowość ta posiadała wyraźnie zarysowaną indywidualną fizjonomię w stosunku do swego otoczenia.

Współczesna dusza polska jest rozdarta pomiędzy trzy dążenia: dążenie do tego, co powinno, co chce i co może, pomiędzy obowiązki względem siebie samej i swej przyszłości, pomiędzy popędy i pragnienia, wstrząsające mą w danym czasie, wreszcie – ten zakres zadowoleni, na który pozwalają warunki otaczające.

Rozdarcie to spotykamy nie tylko w duszy zbiorowej narodu, ale i w jednostkowej – przeciętnej i typowej duszy polskiej. I w tym leży bodaj przyczyna tak powszechnej w naszym pokoleniu słabości charakterów. Gdy człowiek staje wobec wysuniętego przez życie zadania, ma objąć drogę postępowania i powziąć postanowienie czynu, prawie zawsze trzy powyższe punkty wierzenia występują przed nim równocześnie i w ten sposób mniej lub więcej świadomy ścierają się między sobą o pierwszeństwo przy zawładnięciu polem samowiedzy.

Człowiek posiada swe odziedziczone i zakorzenione instynkty, swój typ moralny i zasady postępowania, którymi się – często nawet bezwiednie – w życiu kieruje, posiada nić przewodnią, treść i cel żywota, nadające mu wybitne znamię przeprowadzanych wytrwale założeń i zarysowujące są poprzez odchylenia, przeszkody i zboczenia, jako linia wytyczna jego doczesnego bytu. Ten czynnik wskazuje mu, do czego w danym wypadku dążyć powinien.

Ale ta sama jednostka posiada równocześnie potrzeby, popędy i pragnienia, które występują tym silniej, im są mniej zaspokojone, a których uwzględnienie warunkuje sobą często przebieg normalny jej życia, jej zdrowie fizyczne i duchowe, a w każdym razie pełnię i wszechstronność jej rozwoju. Pod wpływem tego drugiego czynnika, człowiek ciąży do tego, czego potrzebuje i co chce osiągnąć dla zaspokojenia swych natychmiastowych pragnień i pożądań.

Wreszcie każde jego postanowienie jest obstawione mnóstwem warunków zewnętrznych, ścieśniających olbrzymio pole jego dążeń i określających często z góry zakres tego, co uczynić musi, i granice tego, co uczynić mu wolno bezkarnie. Ten to czynnik konieczności od człowieka niezależnych wskazuje mu, do czego dążyć może w danym czasie i miejscu.

Ustosunkowanie wzajemne tych trzech czynników stanowi ciągłe, ustawicznie wznawiające się zagadnienie postępowania w życiu i największe bodaj konflikty wewnętrzne w duszy człowieka rozgrywają się na tle starć między nimi, zwłaszcza gdy niektóre z nich lub wszystkie dochodzą do wysokiego stopnia napięcia. Dość zwrócić się do literatury powieściowej, ażeby stwierdzić rolę, która przypada we wszelkich założeniach dramatycznych starciom między powinnością, pragnieniami i możliwością ich zaspokojenia.

Zdolność do ustosunkowania wewnętrznego tych trzech bodźców postępowania stanowi o charakterze człowieka. Jednostka o pełnym, harmonijnym układzie duchowym, o zrównoważonych instynktach, uczuciach, umyśle i woli, podlegając nie mniej rozległej skali wpływających na jej postanowienia motywów, uwspółrzędnia je szybko i stanowczo, żadnego nie zapoznaje z góry i żadnym nie kieruje się wyłącznie, ale w każdym danym wypadku umie dać pierwszeństwo temu, który odchylając się najmniej od wytkniętej linii postępowania, jest równocześnie w stanie zapewnić jej możliwie największe zdobycze na polu jej dążeń. Człowiek z charakterem szybko ocenia położenie, decyduje się stanowczo co do wyboru drogi i wstępuje na nią bez wewnętrznego rozdarcia, bez wahań i nawrotów.

Braki i zboczenia charakteru iść tu mogą w dwojakim kierunku: bądź sprzeczność bodźców wewnętrznych sprowadza chwianie się w wyborze drogi, kolejną a nie skoordynowaną przewagę to jednych, to drugich motywów, brak wszelkiego postanowienia lub postanowienie połowiczne, któremu towarzyszy krytyka własnej decyzji, żal do siebie i ustawiczna pokusa cofnięcia się z raz obranej drogi, – mamy wtedy przed sobą typowy objaw słabego, chwiejnego charakteru, zjawiska tak u nas niestety powszechnego; bądź sprzeczności bodźców nie ma prawie wcale, natomiast jeden z nich zapanowuje niemal niepodzielnie, przytłumia inne, o ile się przejawiają, i góruje nad całym postępowaniem, wolnym już wtedy zazwyczaj od wahań w każdym nastręczającym się wypadku, ale w przebiegu życia wypaczającym zupełnie charakter jednostki, – będzie on miał wtedy wszystkie pozory siły, ale nie będzie ani całkowitym, ani zrównoważonym, i dojść musi fatalnie przez jednostronność do zwyrodnienia.

Braki tego ostatniego gatunku w mniejszym znacznie stopniu zaliczyć się dają do czysto polskiego typu, zasługują jednakowoż na bliższe zastanowienie się nad nimi, choćby dlatego, że w karykaturalnej niejako formie, a więc tym plastyczniej, występuje w nich każdy z powyższych czynników charakteru z osobna.

Oczywiście niezmiernie wiele zależy ad samej natury owego czynnika, od większej lub mniejszej jego normalności, od siły kierującego nim rozumu, od moralnej wartości towarzyszących mu uczuć, wreszcie od stopnia natężenia woli; wszystkie te cechy wpływają na wytworzenie charakteru wyższego lub niższego typu, o różnej niewątpliwie wartości społecznej, ale cecha jednostronności pozostałe zawsze niezmienna i w ciągu życia chyli się nieubłaganie ku zwyrodnieniu lub ka przerzuceniu się na drugi, przeciwległy kraniec.

Dla uniknięcia nieporozumień zaznaczyć należy z góry, że mamy tu do czynienia wyłącznie z problematem etologicznym, nie zaś etycznym, że obracamy się w dziedzinie charakteru, a nie moralności i sama kwestia owych jednostronności powstaje dopiero tam, gdzie się kończy teren etyki. Należy ona w zupełności do dziedziny sztuki życia, opartej na charakterze jednostki.

Znany jest typ człowieka, żyjącego ideałami i usiłującego podporządkować im każdy najdrobniejszy krok swego postępowania. Czy tym ideałem będzie urobiona na pewna modłę jego własna fizjonomia wewnętrzna, czy też pewne stanowisko społeczne, do którego czuje się powołanym i przeznaczanym, w obu wypadkach będzie żył tak, jak gdyby ów ideał już osiągnął. W swej czystej postaci, charakter podobny jest zawsze gotów podeptać własne, najbardziej nawet naturalne pragnienia, o ile nie stoją w bezpośrednim związku z głównym celem, który sobie założył. a w każdym razie nie liczy się ani z koniecznościami, ani z możliwościami, stawianymi mu przez warunki życia. Najpierwszą jego troską jest – nie zbaczać z wytkniętej sobie drogi, nie odstępować ani na krok od przyjętej na siebie roli. Jeżeli ideałem dla niego jest typ uczonego, działacza lub ascety. Iść będzie za nim bez względu na swe uzdolnienia, przyrodzone popędy, skłonności osobiste czy uczucia: jeżeli założył sobie, iż zostanie mężem stanu, już na ławie uniwersyteckiej przybierać będzie maniery, sposób życia i tryb postępowania owego typu, którym zamierza stać się w przyszłości. Jest w tym zawsze połączenie doktrynerstwa, fanatyzmu i pozy. W ustawicznej pogoni za tym, czym być według swego rozumienia powinien, nagina i łamie wszystkie swe osobiste pragnienia i wrodzone skłonności, a nie licząc się zupełnie z rzeczywistością i jej wymaganiami, potyka się co krok o nieprzezwyciężone przeszkody. Z ludzi takich, często niepośledniej skądinąd wartości, życie robi rozczarowanych wykolejeńców, obracających się w sztucznym światku wewnętrznego wysokiego mniemania o sobie, ale będących ustawiczną igraszką losu i kończących zawsze nie na tym bynajmniej, co sobie jako cel życia założyli.

Zgoła różny, a pod wielu względami nawet diametralnie przeciwstawny będzie typ człowieka, ulegającego przeważnie tym bodźcom, które płyną z jego popędów i pragnień. To, czego chce w danej chwili, staje się najwyższym dla niego prawem, a zadawalanie tych chęci – główną racją bytu i urokiem życia. Nie liczy się on ani z obowiązkami, które na niego wkładają cele i zadania własnej przyszłości, ani z możliwością zadowolenia swych chwilowych pożądań, ani ze skutkami realnymi, jakie one za sobą pociągnąć muszą. Pogoń za użyciem – czy to będzie wyrafinowany kwiat wysokiej kultury, czy prosta folga żądzom, czy namiętności szczególne i wyłączne, – staje się główną treścią jego postępowania, ogniskiem wszystkich jego zabiegów. Ale potrzeby, chęci i pragnienia, pozostawione samym sobie i pozbawione zarówno wewnętrznego hamulca powinności, jak i zewnętrznego – możliwości, stanowią pewnego rodzaju pochyłą płaszczyznę, po której zsuwają się niepostrzeżenie aż do poziomu zwyrodnienia. Rodzą się potrzeby sztuczne, apetyty fałszywe lub niepomiarkowane, niezdrowe namiętności, a za nimi idą nieubłaganie nadużycia, prowadzące do wypaczenia charakteru. Gdy z drugiej strony pożądania z natury rzeczy rosną szybciej, niż środki ich zaspokojenia, zwyrodnieniu wewnętrznemu towarzyszy z konieczności zwichnięcie drogi życia i przymusowe ograniczanie najniezbędniejszych nawet potrzeb.

Trzeci wreszcie typ zboczenia charakteru przedstawia obraz człowieka, który zdaje bieg swego życia na zmienne losy warunków zewnętrznych, ogranicza swe dążenia do tego, co mu te warunki z góry dać są w stanie, a pozostawione w ten sposób szczupłe pole rozwoju poczytuje za nakreśloną z góry konieczność i w jej tylko obraca się granicach. W ten sposób to, co w danej chwili zdobne zamierza, jest niemal w całości od niego niezależne i wytyczone warunkami zewnętrznymi. Taki podkład charakteru musi zrodzić stale usposobienie, skłonne do unikania wysiłku i walki, do ulegania wszystkiemu co wywiera nacisk bądź w formie narzuconego z góry musu, bądź groźby strat możliwych i pogorszenia swego bytu. Oszczędzanie sił, energii i środków, bezwzględne unikanie ryzyka stają się dla niego wytyczną postępowania, niezależnie od tego, jak się ten stan kurczenia odbije z biegiem czasu na jego własnym układzie duchowym, na jego charakterze i stanowisku społecznym. Nieuniknionym tego następstwem jest zredukowanie życia zarówno na wewnątrz, jak i na zewnątrz, obniżanie się jego stopniowe i zejście do roli biernej igraszki w rękach losu. Jeżeli los ten nie okaże się wyjątkowo i nieprzewidzianie pomyślnym, jeżeli ani uśmiech fortuny, ani protekcja możnych, ani zręczność w omijaniu przeszkód nie dopiszą, człowiek tego typu skazany jest na zdeklasowanie i zamknięcie swego życia i jego aspiracji w mieszczańskim filisterstwie małostkowych zadowoleń.

Trzy te obrazy jednostronności charakterów, powstające pod wpływem wyłącznego ulegania pewnym tylko bodźcom z uszczerbkiem innych, mają jedynie na celu uwydatnić niebezpieczeństwa zwyrodnienia, grożące jednostce, która nie posiada dosyć mocy wewnętrznej, ażeby należycie ustosunkować czynniki duchowe, mające określić kierunek jej postępowania i wybór drogi w życiu. Charakter silny i jednolity na tym właśnie polega, że umie zarówno w ciągu całego swego żywota, jak i w każdym poszczególnym wypadku zachować należyty stosunek bodźców postępowania, liczyć się ze wszystkimi i wszystkie uwzględniać, ale podporządkowywać chwilowo jedne drugim tak, ażeby zadania i cele jego życia urzeczywistniły się i przyoblekły w ciało, pomimo wewnętrznych i zewnętrznych przeszkód. Jest to zadanie tym trudniejsze, że mamy tu do czynienia z trzema czynnikami natury różnorodnej i niewspółmiernej, bo należącymi do odmiennych najzupełniej dziedzin. W zagadnieniu umiejętności życia nie ma nic zgubniejszego nad prostolinijność, która zawsze prowadzi do załamywania się tej linii wbrew naszej wiedzy, woli i oczekiwaniu. Panem położenia i siebie samego może być ten tylko, kto umie z całą świadomością sam linię swego postępowania łamać i naginać tak, aby ona była z góry założoną, chociaż okólną drogą wiodącą do celu.

Człowiek silny i jednolity czyni z tego, do czego dążyć w swych założeniach powinien, kierunek wytyczny całego swego żywota, nie spuszcza go z oka nawet wtedy, gdy musi obierać okólne i pozornie dalekie od celu drogi, a przy tym uwzględniać w należytym stopniu swe natychmiastowe potrzeby, i pozostanie wierny szczytom swych dążeń, chociażby mu przyszło tłuc kamienie przy drodze dla zdobycia chleba powszedniego. Drugim regulatorem będzie dla niego to, co osiągnąć w danym czasie może, ale nie to jedynie, co mu samo w rękę wejdzie, lecz to, co zdobyć będzie w stanie wysiłkiem i walką, rokującą rzeczywiste zwycięstwo. Dopiero na tych dwóch punktach oporu wsparty, określi sobie zakres dążeń, które chce osiągnąć dziś, jutro i w dalszej przyszłości. Nie ma w jego postępowaniu wahań, skoków i nawrotów, tak jak nie ma w jego duszy rozdarcia ani walk wewnętrznych, chociaż są odległe cele, wydające się chwilami nieziszczalnymi, jest zmiana frontu z każdą zmianą warunków walki z życiem, są niezaspokojone pragnienia i popędy, jest wreszcie twarda rzeczywistość, tak często daleko od nich odbiegająca.

Jednolitość wewnętrzna jest koniecznym warunkiem charakteru, pierwszym przepisem sztuki życia i zadatkiem niezbędnym powodzenia w głębszym tego słowa znaczeniu, to jest urzeczywistnienia swych założeń i celów. Jednolitości tej osiągnąć nie można na drodze koordynacji uczuć, o ile bowiem będą one pozostawione samym sobie, już choćby dzięki swej naturze muszę być rozbieżne i owładać kolejno polem świadomości, rugując się chwilowo wzajemnie. Synteza różnorakich bodźców postępowania może znaleźć urzeczywistnienie dopiero na drodze wysiłków rozumu i woli, i to na drodze wysiłków długich i stałych. Gdy myśl orientuje się jasno w każdorazowym wyborze drogi, a wola sprawnie przechodzi w czyn, nie tylko nie paraliżowana uczuciami wtórnymi, ale znajdująca w nich podnietę pewną, gdy nadto tak często trudny wybór drogi odbywa się już bez długich deliberacji i wahań wewnętrznych, lecz siłą praktyki staje się niemal automatycznym i przechodzi w instynkt, dopiero wtedy sprzeczne w swej naturze uczucia ułożyć się mogą w harmonijny akord i nie tylko nie krzyżują się, ale popierają i umacniają nawzajem.

Wielki problemat jedności wewnętrznej charakteru jako syntezy bodźców powinności, chęci i możliwości, staje przed nami nie tylko w życiu jednostkowym, gdzie stanowić powinien ważne zadanie pedagogii, ale i w życiu narodu, gdzie sprowadza się do problematu wewnętrznej jedności jego polityki, a tym samym i do jedności tej polityki na zewnątrz.


Dla społeczeństwa, dla narodu, potrójna natura czynników postępowania występuje w tej samej postaci i w takim samym ustosunkowaniu, jak w charakterze jednostki. W porządku duchowego rozwoju, w przejściu od warunków mniej złożonych, od życia raczej wewnętrznego, do warunków bardziej złożonych, do właściwego postępowania i aktów zewnętrznych, trzy owe czynniki przejawiają się w świadomości zbiorowej początkowo przede wszystkim w formie uczuciowej. Dążenia nie są jeszcze czynem, ale wzruszeniem, powstającym na tle podniet i bodźców i rodzącym co najwyżej wyobrażenie czynu, niewyraźny zarys jego, jakby w odpowiednich okolicznościach postępować należało. W tym stadium, będącym wybrykiem braku wszelkich warunków do czynu, społeczeństwo nie żyje właściwie życiem politycznym, a najmisterniej nawet zbudowane programy polityki są wtedy w gruncie rzeczy tylko uczuciowym wyrazem kierunku, w jakim pragnęłoby się zwrócić przyszłe postępowanie społeczeństwa. Właściwie polityka występuje dopiero tam, gdzie jest zapotrzebowanie i możność czynu zbiorowego, chociażby tym czynem był przejaw opinii, ale przejaw mający zapewnione pewne realne skutki. Wtedy również otwiera się pole dla zbiorowego rozumu i woli, dla nakreślania rzeczywistych dróg postępowania i decydowania się co do ich wyboru. Z chwilą wejścia na arenę polityczną, problemat zaznaczony powyżej na tle charakteru jednostki występuje przed społeczeństwem w całej sile, a od jego rozwiązania zależy powodzenie polityki narodowej.

I tu ponownie zaznaczyć wypada, że przeniesione do dziedziny życia narodu, zagadnienie wewnętrznej duchowej jego jedności staje się znów zagadnieniem czysto polskim, inne bowiem narody go nie znają, nie w tym znaczeniu, żeby nie popełniały błędów, ulegając przesadnie pewnym bodźcom z uszczerbkiem innych, ale w tym, iż kroczą po obranej drodze bez tych rozdwojeń duchowych, które osłabiają i obezwładniają czyn, a kończą się biernym niezadowoleniem z samego siebie. Tam, gdzie się podobne stany zjawiają, są one zawsze świadectwem bądź niedojrzałej młodzieńczości narodu, bądź schyłkowego rozprzężenia jego władz duchowych.

W kraju naszym, gdzie przez długie lata nie było żadnego pola dla właściwej polityki, mianowicie w Królestwie, w ostatnim lat dziesiątku tego okresu dążenia narodowe zarysowały się nader wyraźnie i miały z natury rzeczy za punkt wyjścia te same wyżej zaznaczone trzy kategorie wskazań, określających wytyczne polityki narodowej: wskazania, oparte na zasadach obowiązków i powinności, na zasadach chceń i pragnień, wreszcie na zasadach możliwości i konieczności. Dzieliły się one wówczas dość ściśle pomiędzy trzy główne kierunki polityczne: demokratyczno-narodowy, postępowy (ze wszystkimi jego odmianami i rozgałęzieniami) i ugodowy. Nie idzie tu o to, czy owe wskazania polityczne były udatnie czy nie udatnie nakreślone, czy odpowiadały istotnym dążeniom odpowiednich odłamów opinii, idzie o sam charakter kierunków i naturę podniet, którymi się powodowały.

Pierwszy z nich stal się wyrazem tych potrzeb i bodźców ruchu, które kazały sięgać w odległą przyszłość narodu, nakreślać mu cały system obowiązków względem siebie samego, przestrzegać powinności narodowych, wobec wysuwanych przez życie niebezpieczeństw i pokus, czuwać nad zachowaniem i wzmocnieniem materialnych i duchowych zasobów narodu. Wzmocnienie jego indywidualności, powoływanie do życia funkcji uśpionych, rozbudzanie uczuć i myśli społeczeństwa w kierunku dziejowych zadań narodowych, – takie były główne troski i zabiegi kierunku, górujące nad innymi stronami zadań życia publicznego.

Drugi kierunek, o ile nie wychodził zupełnie poza zakres dążeń narodowych, usiłował odzwierciadlić w sobie wszelkie mniej lub więcej realne potrzeby, pragnienia i aspiracje, które się przejawiały w społeczeństwach zachodnioeuropejskich, i stać się nie tylko ich rzecznikiem, ale instygatorem i krzewicielem. Nawet hasło „niepodległości Polski”, wystawione przez Polską Partię Socjalistyczną, nosiło na sobie cechy nieistotnego celu dążeń narodu, ale pragnienia, chcenia, które ściśle określało warunki przyszłości (rzeczpospolita demokratyczna), a nie liczyło się pod żadnym względem z warunkami teraźniejszości. W przeciwstawieniu do kierunku poprzedniego, który w każdej sprawie apelował do obowiązków, ten występował zawsze w imię praw; program pierwszego był dynamiczny, jak linia wytyczna przyszłości, drugiego – statyczny, jako suma żądań, nie zawsze ujętych w systematyczny całokształt.

Kierunek trzeci brał za punkt wyjścia pewną sumę konieczności, które nakładały na naród warunki zewnętrzne, nie dające się w danym czasie zmienić, i obracał się w zakresie możliwych do osiągnięcia przy tych warunkach nabytków. Stojąc na gruncie znanej zasady oszczędności sił – „maksimum zdobyczy przy minimum wysiłków”, drugą jej część postawił na pierwszym miejscu i kierowała się regułą – „przy minimum wysiłków maksimum zdobyczy”. Nie brał pod uwagę kwestii, jak wyprowadzone z tych przesłanek postępowanie obije się na charakterze i duchowości narodu, w jakim one stoją stosunku do najistotniejszych jego potrzeb i najgłębszych pragnień, ale ciążył do stanu trwałej równowagi położenia, chociaż warunki tej równowagi mogły być w całości określone tylko przez stronę na zewnątrz narodu stojącą.

Trzy te kierunki dzieliły pomiędzy sobą opinię, rozbitą na odrębne obozy, każdy bowiem z nich miał za sobą pewien odłam społeczeństwa, na który podniety danego gatunku najsilniej działały i najbardziej były dla niego zrozumiale. Każdy z nich prowadził pewnego rodzaju pracę obywatelską, której rozmiary, zakres i charakter były z góry niejako określone samą naturą założeń. Przy braku pola do czynów, różniły się one wyznaniem wiary. O ile zaś w owych czasach można było mówić o jakiejkolwiek polityce, wszystkie trzy kierunki prowadziły politykę uczuć: było to uwarunkowane zarówno stanem duchowym społeczeństwa, jak i niemożnością jakiegokolwiek systematycznego i skutecznego działania. Uczucia te, różne co do swej natury i przejawów, zwracały się zarówno na zewnątrz społeczeństwa, jak na wewnątrz – ku jego całości i odłamom przeciwnym. Siła tych uczuć była w różnych czasach niejednakowa, ale o jednolitym nastroju społeczeństwa nie mogło być wówczas mowy i uczuciowe rozbicie duszy polskiej było faktem aż nazbyt widocznym.

Ostatnie trzechlecie sprowadziło zmianę warunków, chwilowo nawet bardzo zasadniczą i gruntowną, sprowadziło również wielkie zmiany w stanach duchowych społeczeństwa. Za daleko by nas zaprowadziło, gdybyśmy chcieli szczegółowo śledzić wszystkie przemiany jednych i drugich. Poprzestaniemy na podkreśleniu rysu najogólniejszego: potrzeby i wymagania chwili bieżącej usunęły tymczasowo na plan drugi kwestię odległych zadań narodowych, wrzenie w całym Cesarstwie wyniosło na widownię pragnienia i żądania składających je społeczeństw, wreszcie granice możliwości rozszerzyły się przedmiotowo, a w znacznie silniejszym jeszcze stopniu – podmiotowo.

W tych warunkach pierwotna charakterystyka obozów musiała siłą rzeczy ulec zatarciu i pomieszaniu, każdy z nich rozszerzył swój wyłączny punkt widzenia w jednym przynajmniej lub obu kierunkach, dawni ugodowcy objęli swym programem żądania i pragnienia narodu, jeden odłam postępu liczyć się począł z granicami możliwości, obóz demokratyczne - narodowy rozszerzył swe dążenia na oba powyższe punkty, jeden tylko obóz socjalistyczny zachował swe stanowisko apetytów nieprzejednanych, nie liczące się ani z granicami możliwości, ani ze zdrowiem i przyszłością narodu, i na tym ostatnim punkcie spotkał się wreszcie ze zgodną opozycją wszystkich kierunków, stojących realnie na gruncie potrzeby, a nawet konieczności syntezy dążeń wspólnych, która by się wyraziła nie tylko w rzeczywistej polityce narodowej, ale w polityce jednolitej, kierowanej jasną myślą przewodnią i wyraźnym czynem. Okres polityki uczuć został bezpowrotnie zamknięty i począł się żywy ruch w kierunku scałkowania myśli politycznej i objęcia nią wszystkich tych czynników postępowania, które niegdyś dzieliły pomiędzy sobą kierunki, obecnie zaś poczęły je łączyć.

Jeżeli się nie mylę, ten był głębszy, socjologiczny niejako sens koncentracji stronnictw, jej racja bytu, a nawet duchowa konieczność, która z taką siłą wystąpiła w opinii z chwilą, gdy otworzyło się pole do akcji narodowej na zewnątrz. Koncentracja ta wszakże, jeżeli miała przetrwać i spełnić swą misję syntezy politycznej, koordynującej różne a niewspółmierne czynniki, wpływające na kierunek zbiorowego postępowania, musiałaby przybrać formy stałej i trwałej jedności programowej, zamienić się słowem w jednolite stronnictwo. Na to nie pozwalały ani różnice zapatrywań na wiele kwestii nie wchodzących w zakres wspólnej akcji, ani odmienne tradycje ujmowania spraw pod pewnym głównie kątem widzenia, ani wreszcie różny skład umysłowy trzech kierunków, nie mówiąc już o czynnikach drugorzędnych. Koncentracja, ta nagła potrzeba jedności w społeczeństwie była z góry skazana na rozchwianie się, ale potrzeba stałej syntezy politycznej nie tylko przetrwała, ale zamieniła się w konieczny warunek celowej i skutecznej polityki narodowej na całą przyszłość.

Nosicielem tej syntezy musiał siłą rzeczy stać się kierunek najsilniejszy, któremu z tych czy owych przyczyn przypadło w udziale kierowanie polityką kraju, a który w dodatku wykazał największą zdolność do takiego właśnie syntetycznego ujmowania zadań narodowych. Ale z tą chwilą w jego własnym łonie powstała konieczność wzajemnego ustosunkowania tych trzech czynników, które w zmienionych warunkach musiały być wszystkie uwzględnione, o ile kierunek ów nie zrzekłby się dobrowolnie roli, na która został siła wypadków wysunięty, roli wyraziciela całokształtu polityki narodowej.

Uwspółrzędnienie potrójnych dążeń w łonie jednego i tego samego kierunku jest rzeczą trudną, która bez pewnego fermentu wewnętrznego ustalić się nie może: wymaga ono oceny położenia jasnej i ścisłej, nie opartej na przenośniach i nie zbywającej określeń przymiotnikami, wymaga dalej stanowczego zerwania z lenistwem ducha, które dla osiągnięcia jedności wewnętrznej szuka ucieczki w najprostszej formule powrotu do przeszłości – „naj budę jak buwało”[1], wymaga wreszcie wielkiego wysiłku zbiorowych władz umysłowych, ich należytego układu, skoordynowania, słowem daleko posuniętej organizacji duchowej. Trzeba zróżniczkować to, co się zróżniczkowało w życiu, i scałkować to, co powinno niepodzielną swą jedność zachować.

Polityka i praca narodowa w wytkniętym prowadzone kierunku muszą przedstawiać zgodną, koncentryczną i jednolita akcie, ale każda kategoria dążeń narodu, a więc ta, która bierze za punkt wyjścia jego powinności, jak i ta, która odbija w sobie jego dzisiejsze potrzeby i pragnienia, i ta, która się obraca w dziedzinie konieczności i możliwości, – każda musi być ujęta w osobny program, tak iżby one uzupełniały się, a nie krzyżowały wzajemnie. zachowywały własny charakter i własne metody działania, zmierzając jednakowoż do jednego wspólnego celu i posiadając jedną wspólną myśl kierowniczą.

Program tego, do czego naród dążyć powinien, obejmuje przede wszystkim czuwanie nad jego zdrowiem, silą i spójnością wewnętrzną, nad normowaniem jego charakteru i strzeżeniem od zboczeń, dalej wielkie zadania dziejowe narodu, oparte na tradycji, ale posiadające swe drogi stopniowej realizacji w teraźniejszości, wreszcie podejmowanie wszystkich zadań koniecznych, które na innej drodze nie znajdują urzeczywistnienia, pełnienie odpowiednich funkcji i podawanie inicjatywy na wszystkich polach działalności obywatelskiej. Dopóki zadania te nie wejdą w instynkt narodu, dopóki nie staną się dobytkiem całego społeczeństwa, dopóki nie będą przeprowadzane z całą sprawnością automatyzmu, jak wśród innych narodów, dopóty należycie wypełniane być nie mogą. Na straży ich stać powinny literatura, publicystyka, nauka i sztuka, o ile są istotnym odbiciem i stróżem ducha narodowego, a następnie te wszystkie żywioły, które obejmują całość zadań narodu i są jego mózgiem i sercem. Program ten, jeżeli programem w ścisłym tego słowa znaczeniu nazwać go można, jest ogólnonarodowy i niczego stronniczego w sobie nie zawiera, aczkolwiek posiadać musi wyraźny plan i kierunek.

Inny zupełnie zakres posiada program, mający objąć to, czego społeczeństwo chce i pragnie w danym czasie i miejscu. Obejmuje on odzwierciadlanie potrzeb społeczeństwa i połączonych z niemi dążeń, organizację opinii na tym tle, urabianie jej i zwalczanie kierunków wrogich, o ile się one jej przeciwstawiają lub są zgubne dla interesów narodu, wreszcie czynną akcję polityczną w kierunku ujawnionych w społeczeństwie dążeń. Jest to sfera zadań stronnictwa politycznego, ograniczona do pewnego obszaru terytorialnego, pozostających w tych samych prawnopolitycznych warunkach, sfera zadań, która z natury rzeczy musi nosić charakter partyjny.

Na koniec program działań, zmuszonych obracać się w sferze tego, co jest w danym czasie i miejscu możliwe do osiągnięcia i liczących się z tym, co jest w nadanych z góry warunkach konieczne, a więc program działań ciał i organizacji, mających granice ściśle przez prawo określone, obejmuje plan akcji parlamentarnej i oddziaływania na sfery obce na terenie państwowym, dalej plan działalności w instytucjach bezpartyjnych, kulturalnych i innych, obstawionych warunkami prawnymi, wreszcie całą akcję walki o prawo na wszystkich polach. Program ten w samym już swym założeniu nie może nosić charakteru partyjnego, nie tylko w czysto społecznych swych częściach, ale nawet w zakresie akcji parlamentarnej. Tego opinia nasza dotychczas najzupełniej nie rozumie, złudzona pozorami, że przedstawicielstwo Królestwa w Piotrogrodzie niemal z jednego wyszło stronnictwa. Polityka jego może być dobra lub zła, może się kierować metodami, odpowiadającymi raczej duchowości pewnego stronnictwa, ale partyjną być nie może, wychodzi bowiem nie z przesłanek, chęci i pragnień pewnego odłamu opinii stronniczej, ale z przesłanek zupełnie innych, z jednej strony – z interesu narodowego i to nie bezwzględnego, jak się on sam w sobie przedstawia, ale względnego, mającego z dwojga złego mniejsze do wyboru, z drugiej strony – z warunków możliwości i konieczności, w których się jedynie obracać może. Równie ograniczoną sferę działań i takie same przesłanki posiadają wszelkie instytucje, działające w ścisłych ramach, nakreślonych przez prawa obowiązujące.

Jeżeli wszystkie trzy powyższe kategorie dążeń i działań są przeniknięte tym samym duchem, jeżeli stanowią odmienne przejawy jednej silnej organizacji psychicznej, sprzeczności pomiędzy niemi nie ma i być nie może, jak nie ma jej w człowieku, który postawił sobie za cel życia służyć nauce, a jest chwilowo skazany na dawanie lekcji dla zapewnienia sobie utrzymania, jak nie ma jej w artyście, zmuszonym malować portrety filistrów, byle pierwszy pozostał w całym swym życiu uczonym, a drugi artystą.

I człowiek, i naród, musi pozostać sobą, ale nie przez zamykanie się w sztucznym stworzonym przez siebie świecie i unikanie złożonych zadań życia, tylko przez jedność ducha i charakteru, która bez szarpań wewnętrznych pozwoli mu kroczyć po drodze przeznaczenia. Ta jedność ducha i charakteru, którą przede wszystkim panujący w danej chwili kierunek w swym własnym tonie przeprowadzić i ustalić musi, będzie pierwszym krokiem na drodze leczenia duszy polskiej od wewnętrznego rozdarcia, jej niezgody z samą sobą, od samokrytyki i wahań, przejawiających się w akcji zewnętrznej pod postacią chwiejnego, niepewnego w czynie charakteru.

Ale dla zdrowia narodu to nie wystarcza: inne kierunki powinny wejść również na drogę syntezy powyżej zaznaczonych czynników postępowania, nie będących bynajmniej normalnym kryterium podziału stronnictw w mocnym duchowo społeczeństwie. Wtedy różnice pomiędzy nimi na innych oprą się podstawach, a starcia wewnętrzne o kierunek dążenia ku dobru i przyszłości narodu będą tylko starciami o plan strategii i taktyki w polityce narodowej; ale plan wszechstronny, uwzględniający całość niezbędnych czynników postępowania, który w danej chwili uzyska aprobatę ogółu, będzie przeprowadzany z całą stanowczością kierującej nim jednolitej woli.

„Przegląd Narodowy”, Luty 1908 r.


 Tekst został opublikowany także w książce Zygmunt Balicki - Z doby przełomu myśli narodowej


[1] (ukr.) „Niech będzie, jak bywało” – popularne motto polityczne w Galicji rozpowszechnione przez Kazimierza Grocholskiego – przywódcę politycznego tzw. „podolaków” – ziemiańskiego stronnictwa konserwatywnego we wschodniej Galicji oraz Mykolę Kowbasiuka – ukraińskiego posła chłopskiego na Sejm krajowy Galicji. [redakcja]

Inne publikacje autora Wszystkie artykuły