Zygmunt Balicki - Czystość polityki narodowej

Formowanie się narodów współczesnych jako podstawowych indywidualności politycznych, jako całości, stanowiących podmiot i przedmiot współżycia jednostek międzynarodowych, odbywa się niejako w naszych oczach, tj. na polu naszego historycznego widnokręgu: nie przekracza ono początków XIX stulecia, poza którem gubi się jeszcze i tonie w życiu organizacji państw, tych jedynie uznawanych dotychczas indywidualności w stosunkach między narodami. Równolegle do tego procesu przeobrażeń zewnętrznych odbywa się proces krystalizacji pojęć o narodzie i jego sprawach, a proces ten polega nie tylko na ich dojrzewaniu, ale również na mozolnym ich wyodrębnianiu z pośród sfery pokrewnych dotychczas pojęć z zakresu życia państwowego. Społeczeństwa współczesne uczą się dopiero operować myślą w płaszczyźnie polityki czysto narodowej, na każdym jednak kroku staje im na przeszkodzie nabyta rutyna obracania się w sferze pojęć polityki państwowej.

Dotyczy to z natury rzeczy przede wszystkim narodów, nie posiadających własnego państwa, wśród których polityka narodowa i polityka państwowa należą do dwóch zupełnie odrębnych, dziedzin, przy czym ostatnia, będąc na gruncie państwa jednym z przejawów jego polityki, wewnętrznej, wciąga siłą konieczności w swą orbitę bardzo wiele takich zagadnień narodowych, które – z punktu widzenia zainteresowanego w nich bezpośrednio narodu – należeć by powinny do zakresu jego polityki zewnętrznej.

Czy konflikt, który wywołał wojnę 1831 r., należał, ze stanowiska polskiego, do wewnętrznej, czy też do zewnętrznej polityki narodu?

W praktyce fizjonomia jego była pod tym względem zupełnie zatarta i niewyraźna, i każdy odłam opinii mógł podkładać pod tę melodię tekst, który mu najlepiej odpowiadał. A jednak cały charakter konfliktu i jego możliwe rozwiązania byłyby zupełnie różne, a przebieg wypadków inny, gdyby społeczeństwo polskie było wówczas dojrzałe do prowadzenia czystej polityki narodowej, jako polityki zewnętrznej w stosunku do państwa, bez zaciemniania jej przymieszką zagadnień bądź konstytucyjnych, bądź w ogóle opozycyjnych względem panującego wówczas w państwach porządku rzeczy.

Naród prawdziwie współczesny, o wyodrębnionej silnie indywidualności, myślący w rzeczach publicznych własnym jedynie mózgiem i mający na oku wyłącznie sprawy własnego bytu i rozwoju, będzie traktował każdy, swój krok w stosunku do państwa, z którem go losy złączyły, jako posunięcie w swej polityce narodowej, nie zaś jako przejaw polityki państwowej, a więc akt polityki zewnętrznej, nie zaś wewnętrznej. Udział jego w ogólnych sprawach i zagadnieniach państwa jest dopuszczalny, a nawet konieczny, i to nie tylko w sprawach i zagadnieniach wyłącznie i specjalnie jego bytu dotyczących, ale wielkie przesłanki tej polityki tkwić zawsze powinny w jego polityce narodowej, nie zaś w takich lub innych poglądach na sprawy wewnętrzne państwa same w sobie, a tym mniej w zasadach oderwanych i ogólnoludzkich pojęciach o zagadnieniach życia publicznego.

Najbardziej zaś zgubnym dla wewnętrznej samoistności narodu jest prowadzenie jednej polityki pod płaszczykiem drugiej, czy to będzie polityka państwowa, a więc w istocie swej wewnętrzna, pokrywana sztandarem polityki narodowej, a więc zewnętrznej, czy polityka narodowa, podszywająca się pod hasła i dążenia właściwe całemu państwu i rozpływająca się w nich jako jego polityka wewnętrzna.

Więc wśród narodów prawdziwie współczesnych, a pozbawionych samoistności państwowej, nie powinno być stronnictw politycznych?

Tak jest, nie powinno być stronnictw politycznych, zgrupowanych na podłożu zagadnień polityki wewnętrznej i małpujących nieudolnie stronnictwa polityczne w krajach samoistnych; mogą i muszą być tylko stronnictwa, rozmaicie pojmujące zadania czystej polityki narodowej, dla tych zaś wszystkie bez wyjątku kwestie polityki wewnętrznej będą tylko cząstką jednej wielkiej kwestii – kwestii narodowej i w jej płaszczyźnie będą oceniane i rozwiązywane.

Wszelki podział na stronnictwa konserwatywne, postępowe, radykalne, klasowe, jeżeli odpowiada rzeczywistości, świadczy tylko, że naród taki nie dojrzał jeszcze do zupełnej samoistności duchowej, nie wyodrębnił i nie wyspecjalizował swych dążeń własnych i zatraca sam siebie w obcym życiu państwowym; jeżeli nie odpowiada rzeczywistości, – podział ten jest tylko gwarą kabotynizmu politycznego, który szuka pokrywki dla braku wszelkiej istotnej treści swych dążeń narodowych.

Podział zaś na stronnictwa czysto narodowe będzie tym mniej dzielący i ostry, im polityka narodu głębiej sięga w tradycje całej swej przeszłości dziejowej i wyraźniej widzi przyszłość, a więc im bardziej dojrzały jest naród, polityka zaś jego stoi na wyższym szczeblu swego rozwoju.

Z punktu widzenia czystości polityki narodowej mamy zarówno w swej przeszłości porozbiorowej, jak i w teraźniejszości, wiele grzechów na sumieniu, a fałszywe, bo zbyt doraźne i na świeżych wspomnieniach oparte tradycje odegrały przy tym niepoślednią rolę. Nasze ruchy zbrojne naśladowały jedne drugie, z natury rzeczy coraz nieudolniej, a wszystkie były silnie podszyte ogólnoeuropejskimi dążeniami rewolucyjnymi, często zaś służyły wręcz ich interesom, tak, że trudno odróżnić, która z tych spraw była istotnym celem, a która środkiem: wśród inicjatorów górowała zazwyczaj strona polityczna, wśród masy wykonawców – strona narodowa, tylko syntezy obu – czystej polityki narodowej nie było.

Ideowe topienie sprawy polskiej w „sprawie wolności ludów” było niczym innym, jak niezdolnością do oddzielenia interesu narodowego od dążeń reformatorsko-państwowych. W 1862 r. znów, kiedy otwierało się w całej pełni pole do prowadzenia polityki narodowej na gruncie czysto państwowym, ogłoszono walkę z tą polityką rzekomo w imię zasadniczych dążeń na gruncie międzynarodowym, nie mających wtedy najmniejszych widoków powodzenia, a w istocie rzeczy w imię radykalizmu politycznego, uchodzącego wówczas za patriotyzm.

W 1905-6 r. usiłowano znów podszyć dążenia narodowe pod hasła ogólnopaństwowego ruchu opozycyjnego, a nawet rewolucyjnego, zacierając zupełnie granice między nimi, co w samym założeniu gubiło pierwsze, a z natury rzeczy szkodziło nawet drugim.

Właściwie mówiąc, całą naszą historię porozbiorową należałoby napisać na nowo, z punktu widzenia czystej polityki narodowej, i to zwłaszcza dla warstw szerszych i młodzieży. Wojna obecna zmusi nas niewątpliwie do gruntownej rewizji naszych zbyt świeżych jeszcze tradycji porozbiorowych, które groziły już stężeniem w pewnego rodzaju stałe źródła karmi patriotycznej, a stąd krok już jeden do kucia z nich niewzruszonych kanonów politycznych. Do jakiego stopnia podobne kanony są zgubne, świadczy choćby bezkrytyczny kult Wielkiej Rewolucji we Francji, który przez całe stulecie rugował doszczętnie wszelkie inne dziejowe tradycje narodu francuskiego, stawiał ją za wzór dla późniejszych, coraz to bardziej parodyjnych i ruchów rewolucyjnych i ciężkim był kamieniem na całym duchowym i politycznym rozwoju Francji. Ogólnikowy i przedwczesny kult wypadków zabija możność wyprowadzania z nich nauki dziejowej.

Do czasowej tradycji narodu wchodzić może wszystko, co było wiernym odbiciem i typowym przejawem jego duszy, ale trwałą jego tradycję stanowią tylko czyny twórcze, a więc nie klęski, nie popełnione błędy, nie fakty dziejowe, cofające jego przyszłość, bo w tradycji mieścić się muszą zawsze wskazania czystej, niezmąconej przemijającymi względami polityki narodowej.

Krystalizowanie się tej polityki w czasach ostatnich zrobiło znacznie większe postępy w Królestwie, a zwłaszcza w Wielkopolsce niż w Galicji. W Poznańskiem, poza stronnictwem socjalistycznym, które było wprost na żołdzie socjaldemokracji niemieckiej, dopóki go tego żołdu nie pozbawiono wskutek nikłych wyników propagandy, wszystkie inne odłamy opinii różniły się między sobą tylko stanowiskiem taktycznym w rzeczach polityki narodowej.

W Królestwie zbyt żywe były zawsze tradycje własnych form państwowych, aby obce ich surogaty mogły poważnie zamącić jasne pojęcie odrębności dążeń narodowych. Samo powstanie Komitetu Narodowego odbyło się pod hasłem polityki narodowej, określonej wyraźniej co do kierunku, ale czystej pod względem swej treści, tj. wolnej od przymieszek natury wewnętrzno-państwowej. Jeżeli pewne odłamy „postępowe”, podzielając zasadnicze i praktyczne wskazania tej polityki, nie uznały za możliwe do Komitetu przystąpić, to z tego jedynie względu, że stanęły im na przeszkodzie punkty polityki wewnętrznej w państwie, naruszające w ich mniemaniu nie tyle czystość polityki narodowej, ile czystość ich polityki „postępowej”. Inne „stronnictwa in partibus infidelium”[1] skonfederowały się tylko na papierze swych odezw, na gruncie wspólnej negacji i patriotycznego frazesu. Socjalna demokracja różnych odłamów stanęła w rozdwojeniu wewnętrznym między dążeniem ku swej mistrzyni teoretycznej, socjaldemokracji niemieckiej, a ciążeniem ku partyjnej solidarności wewnętrzno-państwowej, przy czym w praktyce ostatnie wzięto górę.

Znacznie mniej skonsolidowana i samodzielną pod względem narodowym okazała się Galicja. Po świetnym przeprowadzeniu akcji autonomicznej, z punktu widzenia czystej polityki narodowej, w okresie nastania ery konstytucyjnej, zasnęła na laurach zdobytych placówek narodowych, które przecież miały służyć dopiero za podstawę dalszych nabytków, i utonęła cała z jednej strony we „wdzięczności dla Austrii”, z drugiej – w wewnętrznych sprawach państwa. Wszystko co osiągnięto później pod względem narodowym, był to owoc mozolnej pracy obywatelskiej, nie zaś dalszej planowej polityki narodowej. Gdy powstały kierunki, występujące pod jej hasłem, spotkały się one ze zgodną naganka wszystkich innych żywiołów politycznych, zbyt już silnie związanych różnego rodzaju interesami z ustalonym porządkiem rzeczy. Dążenia polityczno-narodowe jak gdyby zamarły, aż do utraty poczucia, że wygrywanie ukrainizmu przeciwko Polakom zagraża naszemu stanowi posiadania całej wschodniej połowie krain, że wyzysk ekonomiczny ze strony Austrii tamuje zupełnie samodzielny jego rozwój gospodarczy, że fala czystej niemczyzny zalewa Galicję od zachodu, a polityka zewnętrzna monarchii oddaje samodzielnie niegdyś wysuwaną kwestię polską w ręce Rzeszy Niemieckiej. – Urzędowa polityka galicyjska utonęła zupełnie w wewnętrznych sprawach monarchii, a przeciętna opinia kraju, pozbawiona niemal zupełnie własnych tradycji narodowych przyjmowała tradycje innych dzielnic jako symbole patriotyzmu, sama zaś przeniknęła się bezwiednie jedyną tradycją, która była dlań żywa – lojalizmem austriackim, biorąc go za niewzruszone wskazanie polityki narodowej.

Galicja okazała się w tej wojnie najmniej samodzielną, najmniej zdolną do prowadzenia czystej polityki narodowej i najsilniej wciągniętą w wir życia wewnętrznego, a nawet zewnętrznego państwa. Wysunięto na czoło wskazań politycznych zasadę, że interesy narodowe polskie pokrywają się z interesami austriackimi. Najdalej w kierunku wprowadzenia tej zasady w życie poszła Komisja Tymczasowa, która połączyła w sobie wszystkie stronnictwa polityczne austriacko-galicyjskie, z wyjątkiem stronnictw, stojących na gruncie czystej polityki narodowej, tradycje zaś swoje oparła na dziwnej kombinacji najświeższych wspomnień historycznych: powstania 1863 r., ruchu rewolucyjnego 1905 r, i lojalizmu austriackiego, które to miały ze sobą wspólnego, że wszystkie skierowane były przeciwko Rosji. Było to połączenie najzupełniej aprioryczne, powzięte z góry, do którego dorabiało się dopiero program narodowy. A duszą tej kombinacji była socjalna demokracja, która wraz z żydami i Rusinami stanowiła część jednej partii wszechaustriackiej i otrzymywała w swoim czasie zasiłki od socjal-demokracji niemieckiej. Nigdy jeszcze w naszych dziejach porozbiorowych sztandar polityki narodowej nie był oddany tak stanowczo i bezwzględnie na służbę czynnikom wewnętrznej polityki państwowej.

To, co w dawnych naszych ruchach narodowych było bezwiedne, ukryte pod zasłoną nie wyodrębnionych jeszcze pojęć o czystej polityce narodowej, to dziś już z całą jasnością występuje na jaw jako niedorozwój w samowiedzy pewnych odłamów narodu, jako niezdolność do uwolnienia się z więzów duchowych obcej państwowości i nie mających nic wspólnego ze sprawą narodową przymieszek czysto politycznej natury. Pozostałość grzechów i błędów przeszłości nie może być zaczynem przyszłości narodu.

„Sprawa Polska” Nr. 19 z r. 1916


Tekst został opublikowany także w książce Zygmunt Balicki - Z doby przełomu myśli narodowej


[1] (łac.) „w prowincjach (zamieszkany przez) niewiernych”. Przenośnie określenie na niesparzające, nieżyczliwe otoczenie i warunki. [redakcja]

Inne publikacje autora Wszystkie artykuły