Zygmunt Balicki - Marzenia senne w polityce

Duchowość zbiorowa ma swoje sny i marzenia senne, tak samo jak duchowość osobnicza. Kto wie, czy psychologia społeczna nie określi kiedyś całej dziedziny czystej sztuki, wraz z literaturą piękną, tego wolnego, nie skrępowanego karbami rzeczywistości, płynnego polotu wyobraźni samorzutnej i szczerej, a więc pięknej – jako marzeń sennych, towarzyszących wypoczynkowi umęczonej życiem codziennym duszy narodu, którą szuka wytchnienia i odrodzenia sil własnych w oderwaniu od kołowrotu powszedniości i we wzlotach nieprzymuszonych w sferę fantazji. Wszak mamy sztukę i literaturę krzepiącą, – te cudne widziadła piękna i potęgi, właściwe stanom wzmagającej się mocy narodu, mamy i obezwładniająca w chwilach upadku jego ducha, mamy wreszcie w jej utworach szamocące się w swej bezsilności duszące zmory – podczas zaburzeń duchowych i rozkładu jaźni; wszak istnieje z drugiej strony sztuka i literatura stanów zmęczenia i wyczepiania, odtwarzająca realistycznie, a zawsze poniżej rzeczywistości, brane z życia zjawiska i wypadki, podobnie jak sny, które powtarzają tylko w formie skażonej wrażenia dnia ubiegłego, istnieje również sztuka i literatura stanów podniesienia ducha, roztaczająca w napięciu twórczym obrazy dotąd nieznane, widząca więcej niżli jest, a czasem rozwiązująca nie rozwikłane na jawie zagadnienia życia.

W tej dziedzinie „marzenia senne” są bardziej niż uprawnione, skoro, być może, stanowią treść jej istotną. Literatura piękna jednak i sztuka w ogóle niech pozostaną literaturą i sztuką – wytchnieniem ducha i jego odrodzeniem, ale niech wyrzekną się roli mistrzyni życia, niech nie mają pretensji do normowania czynów zbiorowych, nakreślania dróg postępowania i wydawania wskazań obowiązujących, bo to wyłączne pole władz duchowych, działających na jawie, działających z całą samowiedzą, nie zamąconych ani w swej jaźni, ani w swej osobowości.

Istnieją jednak szczególne przejawy w życiu duchowym społeczeństwa, nie mające nic wspólnego ze sztuką i literaturą piękną, które wkraczają w dziedzinę jawy życia narodowego, a posiadają wszystkie najbardziej charakterystyczne cechy widzeń i marzeń sennych, całą zaś swą psychikę oderwanych od świata zewnętrznego obrazów i czysto przygodnych płynnych skojarzeń przenoszą jako materiał myśli na arenę rzeczywistości. Nie są to zresztą fakty obce psychologii indywidualnej[1].

Jeżeli się zważy, że społeczeństwo jako ustrój myślący i działający, nie zna następujących po sobie kolejno – jak w – życiu jednostki stanów czynnych i stanów sennego bezwładu, że jedne i drugie współistnieją ze sobą i przeplatają się w różnych ugrupowaniach społecznych i w różnorodnych kombinacjach, – to stanie się rzeczą jasną, że wkraczanie psychologii snu do psychologii jawy znajduje tu pole o wiele rozleglejsze, niż w życiu duchowym jednostki ludzkiej.

Fizjologia snu nie została dotychczas należycie zbadana, stwierdzono jednak fakt doniosły (Ramon y Cahal), że w stanie tym wydłużone macki komórek nerwowych kurczą się i tracą kontakt ze sobą. Zapewne odbywa się ta izolacja grupami, skoro istnieją w dalszym ciągu podświadome częściowe funkcje psychiczne, nie ulega natomiast wątpliwości, że następuje przerwa w tokach nerwowych między niższymi ośrodkami a centralnymi, syntetyzującymi życie psychiczne, otamowującymi nieskoordynowane czynności tamtych i zarządzającymi funkcją ruchów celowych.

Podobnież w życiu duchowym społeczeństwa charakterystyczne cechy psychologii marzeń sennych występują stale w grupach społecznych, oderwanych z tego lub innego powodu od ośrodków kierowniczych organicznego życia narodowego: czy to będą środowiska emigracyjne, oddzielone przestrzenią od pnia macierzystego, czy grupy wewnętrzne, które się same sztucznie odcięły od społeczeństwa i zamknęły w swym własnym światku duchowym, jak ruch socjalistyczny we wszystkich niemal krajach, zwłaszcza w swych początkach, lub młodzież, która utraciła kontakt ze starszym pokoleniem. Psychologia jednych i drugich jest wybitnie ta sama: całą rzeczywistość zewnętrzną wysnuwają same z siebie i przez projekcję tych obrazów na ekran stosunków otaczających wytwarzają sobie swój oryginalny miraż wrażeń i odpowiednio nań reagują zawsze w sposób ściśle logiczny w świetle własnych fantastycznych założeń, ale zawsze idący wbrew logice umysłu ludzkiego, operującego na jawie danymi świata rzeczywistego: gdy fakty przeczą założeniom, – „tym gorzej dla faktów”. Błędną okazuję się tu zazwyczaj wielka przesłanka.

Bywają jednak wypadki, gdy tych wielkich przesłanek wcale nie ma, mianowicie w sferze społecznej luźnej, niezorganizowanej, a więc niezdolnej nawet do sennej pracy myśli, w sferze, która sama nie wie, czego chce, a właściwie nie chce niczego realnie, określonego, żyje wyłącznie ogólnikami i wrażeniami, te zaś wszystkie przyjmuje za dobrą monetę przy czym zapomina o tym, co było przed chwilą i plącze się bezmyślnie jak to w snach bywa – wśród zmiennego kołowrotu opacznie załamujących się w jej umyśle wydarzeń. Gdy przyjdzie stan gorączkowy, sfery te, wyzwolone z pod wszelkiego wpływu czynników otamowujących, są rozsadnikami chronicznych alarmów i popłochu w chwili niebezpieczeństwa, często również urojonego.

To odcięcie się od ośrodków samowiedzy zbiorowej sprawia, że grupy i sfery, oddane marzeniom sennym, grzeszą zawsze brakiem syntezy i realnego pojęcia o całości, nawet gdy ta całość stanowi temat ich marzeń. Nie mają żadnych pewników ustalonych, tych wielkich przesłanek, które pozwalają orientować się zarówno w położeniu zewnętrznym, jak i w swej własnej w nim roli, to też w świecie otaczającym stoi przed niemi otworem bezgraniczne pole dla wszelkich możliwości i niemożliwości, w stosunku zaś do samych siebie zachowują tylko ciągłość jaźni, osobowość zaś ich własna ulegać może wszelkim fluktuacjom i zmianom, aż do zatraty zupełnej najistotniejszych cech swego charakteru. Wszystko zależy od kalejdoskopu wrażeń, przy czym najdrobniejsze bodźce świata otaczającego rozrastają się w ich umyśle do fantastycznych rozmiarów wydarzeń zgoła innej natury, jak we śnie drobny szmer rodzi obraz nadciągającej burzy, a lada dotknięcie wywołuje wrażenie uderzenia lub pieszczoty, zależnie od nastroju jaźni, podobnież w dziedzinie życia publicznego, fakt politycznie obojętny lub drugorzędny, choćby obliczony celowo na pobudzenie fantastycznych sennych marzeń, rozrasta się do rozmiarów wypadku przełomowego, podczas gdy inny, niezaprzeczonej doniosłości, ale nie kojarzący się ze stanem jaźni i biegiem obrazów, przechodzi niepostrzeżony.

To przeinaczanie podniet, zmienność cech wszystkiego i wszystkich, naciąganie wrażeń do fantastycznego biegu widziadeł, życic we własnym światku jednostronnych, ograniczonych i spaczonych przeżyć wewnętrznych, prowadzi do zupełnego rozbratu z rzeczywistością, a na zewnątrz dla tych, co marzenia senne i innych biorą za ich życie duchowe na jawie, sprawia wrażenie naciągania, fałszu, niemal rozmyślnego kłamstwa, bieg zaś myśli, pozbawiony zarówno rozumnego założenia, jak i określonego celu, wydaje się jakimś mało zrozumiałym a więc ukrytym planem. A to tylko, senne widziadła ośrodków społecznych, pogrążonych w uśpieniu przez to, że się odcięły od samowiednej myśli narodowej, a co za tym idzie – zatraciły chwilowo poczucie i zrozumienie rzeczywistości.

Gdy sen wkracza w dziedzinę jawy, gdy w życiu społecznym wychodzi poza sferę literatury nadobnej i sztuki i pociąga za sobą czyny, – przebudzenie jest zawsze smutne, gdyż pomimo wszystko rodzi poczucie winy. Za jeden z najbardziej typowych przykładów historycznych snu na jawie służyć mogą wypadki 1863 r. Cały naród wtedy został objęty gorączkowymi widziadłami wewnętrznymi, nie mającymi nic wspólnego z rzeczywistością, zatracił poczucie celu i zdolność przewidywania skutków. To też przebudzenie było okropne!

Mniej niebezpieczne są marzenia senne różnych odłamów społecznych, w których stan uśpienia jest z natury rzeczy lżejszy i mniej długotrwały. Zapewne w chwilach wielkich wydarzeń dziejowych nie czas na sen całych odłamów narodowych. We wszystkich też krajach, stojących na wysokości wypadków, widzimy ogarniający cały ogół prąd do skupienia sił duchowych w jedno zwarte ognisko i poddania ich jednolitemu kierownictwu, które by sprzęgło naród w trzeźwym poczuciu rzeczywistości i nadało celowy bieg jego wysiłkom. Trudniejsze jest położenie tych narodów, które zawczasu, przed wybuchem zawieruchy, takich ośrodków kierowniczych posiadać nie mogły, wśród nich znajdzie się zawsze pole dla odłamów, idących luzem i biorących wytwory swej własnej wyobraźni za wskazania rzeczywistości; to, co im się wydaje najintensywniejszym przejawem przeżyć wewnętrznych, jest tylko snem na jawie, snem gorączkowym, lub snem z wyczerpania.

Jedno stanowi w tym wszystkim pewną pociechę dla tych, co patrzą w przyszłość narodu. Rodzi się przypuszczenie, że niektóre przejawy duchowe w społeczeństwie, które sprawiają wrażenie jakichś głębokich, nieuleczalnych objawów psychopatologii społecznej, są w istocie rzeczy nieodłącznym wyrazem stanów skądinąd normalnych, tylko przejawiających się nienormalnie, bo w czasie i formie niewłaściwej. Sen i czuwanie, odradzanie i wydatkowanie sił muszą się w społeczeństwie odbywać równorzędnie i równocześnie, ale przede wszystkim powinny być ściśle od siebie oddzielone i rozgraniczone: niech senne marzenia nie wkraczają w dziedzinę rzeczywistości, rzeczywistość zaś niech nie krępuje swobodnego polotu wyobraźni w krainę odradzającego duchowo piękna. Pierwiastki jego, źle zastosowane w widokach utylitarnych, dają zawsze brzydotę, jak dom pomalowany na kolory tęczy, w życiu zaś społecznym sprowadzają często klęski, a zawsze zamieszanie i rozbrat, a nawet rozdwojenie osobowości narodu.            

„Sprawa Polaka” Nr. 9 z r. 1916


 Tekst został opublikowany także w książce Zygmunt Balicki - Z doby przełomu myśli narodowej


[1] Piszący te słowa np. posiada wybitną skłonność do snów na tematy oderwane (np. sny o organizacji: społecznej); otóż podczas pierwszej obrony Warszawy usłyszałem wieczorem z nader poważnego źródła wiadomość, że w dniach najbliższych oczekiwać należy sensacyjnych zdarzeń w dziedzinie wojennej, w nocy zaś śniło mi się, że wojska japońskie (o których w tym czasie nie mówiono specjalnie) jadą właśnie pociągami na front zachodni, sen zaś był tak silny i tak stanowczy, choć bynajmniej nie plastyczny że w chwili obudzenia się nie miałem żadnej wątpliwości co do faktu i dopiero w parę godzin, po przeczytaniu uważnym wiadomości telegraficznych i chłodnym zastanowieniu, zdałem sobie sprawę z tego, jaką rolę w powstaniu mego przeświadczenia odegrały marzenia senne.

Inne publikacje autora Wszystkie artykuły