Stanisław Piasecki - Czytając list pasterski

Z stolicy arcybiskupiej gnieźnieńsko-poznańskiej, z tej stolicy, która była kolebką chrześcijaństwa w Polsce i ośrodkiem krystalizacyjnym państwa polskiego – padł przed Wielkanocą głos, który donośnym echem odbić się musi jak Polska długa i szeroka. 

Ks. Kardynał Prymas Hlond ogłosił list pasterski o katolickich zasadach moralnych.

List ten zakresem poruszonych tematów, żarliwością słów bojowniczych i wielkością koncepcji wybiega daleko poza granice zwykłych, okolicznościowych enuncjacji biskupich. Jest zwiastunem tego wielkiego przełomu psychicznego, jaki dokonuje się w Kościele Katolickim w Polsce od dołów do szczytów. Katolicyzm polski przestaje być bierny – rusza do walki. Słowa Prymasa brzmią jak słowa wodza przed bitwą:

„Wybija historyczna dla kultury świata godzina Rzeczypospolitej. Jako czynnik moralny ma znowu Polska wpłynąć przemagająco na kierunek duchowy i losy Europy... Silni musimy być mocą wewnętrzną, bo dzieje mamy wykuwać wielkie i zbawcze”.

Tak, to czujemy wszyscy. Coraz powszechniejsza staje się w narodzie świadomość, że właśnie nam, tu, w tym miejscu Europy, pomiędzy imperializmem materialistycznego bolszewizmu, a imperializmem materialistycznego rasizmu niemieckiego, przypada w udziale wielka misja dziejowa. Że problem naszego istnienia nie wygląda: z Niemcami przeciw Rosji, ani: z Rosją przeciw Niemcom, bo obie te koncepcyjki szachowe oznaczają likwidację Polski jako narodu, jako odrębności duchowej i cywilizacyjnej. Że musimy stawić czoła i jednemu i drugiemu imperializmowi równocześnie, że musimy zbudować potęgę trzecią, która tamtym, materialistycznym światopoglądom przeciwstawi swój idealistyczny pogląd na świat, i skupić wokół niego wszystkich, którzy pomiędzy morzem Bałtyckim a Czarnym i Śródziemnym tak samo czują, jak my, a są słabi i rozbici.

W takim momencie dziejowym, kiedy naród ma albo do zdobycia wszystko, albo do stracenia wszystko, trzeba sobie dobrze, dokładnie, głęboko uświadomić, czym był i jest od lat tysiąca nasz pogląd na świat, czym jest owa moc wewnętrzna i więź psychiczna, wyznaczająca nam cele do spełnienia na świecie. Trzeba się czynnie ustosunkować do wiary i etyki katolickiej.

Stwierdzenia listu pasterskiego ks. Prymasa Hlonda, że „etyka katolicka nie jest etyką bierności, nie jest prawem słabości ani kwietyzmu, lecz etyką pracy, opanowania siebie i zmagania się ze sobą”, że „duch etyki katolickiej to duch twórczy, duch zdobywczy, duch postępu i rozwoju w nieskończoność boskiej doskonałości”, że „nie zapora to w życiu, nie lęk przed decyzją, lecz inicjatywa do produktywnego działania’’ – powinny głęboko zapaść w serca i dusze.


Ruch katolicki w Polsce przechodzi przeobrażenia olbrzymie. Czasy, gdy dominowały u nas dwa typy; katolików paszportowych z jednej, a dewotek i dewotów z drugiej strony – należą już do przeszłości. W młodym pokoleniu katolicyzm uległ zdrowej, męskiej aktywizacji. Ale w strukturze społeczności katolickiej pozostały jeszcze pewne przejawy okresu minionego. Pozostała jeszcze atmosfera, którą świetny pisarz francuski Calvet nazywa duchem zakrystii. Dlatego tak rzadkie u nas są dyskusje na tematy katolickie. W zakrystii nie dyskutuje się, tylko się słucha.

Przełamanie tych pozostałości dawnego, niechlubnego okresu, jest jednym z najważniejszych zadań, jakie są do spełnienia na wewnątrz ruchu. Od tego w znacznej mierze zależą możliwości dynamiczne na zewnątrz. Szczęściem i tu coraz więcej dowodów, że ma się ku lepszemu. Ostatnio podnieść zwłaszcza należy wystąpienie młodego działacza i myśliciela katolickiego z Poznania, Kazimierza Sołtysika, który wytoczył batalię o pewien komunikat prasowy jednej z agencji katolickich. Komunikat ów, w apodyktycznej formie, odmawiał publicyście świeckiemu prawa zabierania głosu w sprawach kościelnych. Na to Sołtysik odpowiedział w świetnym artykule pt. „Kościół jest nasz” (Bunt Młodych, nr. 96), że ,,w zakresie działalności niedogmatycznej oceniać, projektować zmiany, różnić się w zdaniu, dążyć do zmian ma każdy członek Kościoła (a więc każdy katolik) równe prawo bez względu na stanowisko w hierarchii kościelnej”.

To sformułowanie, tak oczywiste, a tak mało jeszcze w polskiej świadomości katolickiej upowszechnione, ma podstawowe znaczenie dla dalszej aktywizacji ruchu katolickiego w Polsce. Bez wciągnięcia do twórczej dyskusji sił intelektualnych nie tylko z samego kleru, ale i spoza niego – nie może być mowy o poszerzeniu i pogłębieniu życia katolickiego w Polsce. A nie brak spraw do przemyślenia, przedyskutowania i zreformowania.


List pasterski ks. Prymasa – to wprost kopalnia tematów, które wymagają od katolików głębokiego rozważenia. Jednym z nich jest poruszona w liście prymasowskim kwestia konieczności stawienia oporu forsownie prowadzonej przez komunizm akcji bezbożniczej. Akcja ta z szczególniejszą zaciętością prowadzona jest ostatnio w Polsce wśród młodzieży wiejskiej.

Ks. Kardynał Prymas zwraca uwagę, że bezbożnictwo posługuje się taktycznie atakami na kler, kłócąc chłopa z księdzem. Każdy, kto zna trochę stosunki wiejskie, wie, że ta właśnie metoda jest stosowana na szeroką skalę. Bo mimo głębokiej religijności chłopa, hasła antyklerykalne, które są forpocztą haseł bezbożniczych, znajdują posłuch chętny. W wielu bowiem parafiach nietrudno o argumenty antyklerykalne, trafiające do przekonania. Dobrodziej nie stoi na wysokości zadania. W konflikcie między wsią chłopską a wsią dworską nie umiał zająć stanowiska nadrzędnego. Głębokie uwagi na ten temat skreślił ostatnio Józef Staryszak na łamach „Myśli Narodowej” (nr. 11, r. 1936), analizując odpowiedzialną rolę proboszcza wiejskiego, i wykazując, że z chwilą kiedy staje się on ambasadorem dworu, ambasadorem jednej ze stron, zamiast rozjemcą, jego rola duszpasterska jest skończona.

Szczęściem w duchowieństwie, zwłaszcza młodszym, zrozumienie przemian społecznych zachodzących w świecie, zaczyna się już budzić. Na łamach miesięcznika „Prąd” ukazał się niedawno artykuł ks. Jana Piwowarczyka z Krakowa, który wychodząc z założenia, że wszystkie zwycięskie ruchy społeczno-polityczne na świecie, jak komunizm, hitleryzm i faszyzm, niosą ze sobą nie doraźny program na kilka lat, ale „wizję innego państwa, innego ustroju i innego społeczeństwa; dlatego opanowują umysły i zwyciężają” – takie snuje rozważania:

„Nam katolikom, którzy się zajmujemy sprawami wsi w Polsce, brak takiej wizji. Naszą uwagę pochłaniają ważne, ale drugorzędne pod tym względem sprawy teraźniejszości, jak spółdzielczość, biblioteki, teatr ludowy itp. Brak nam natomiast świadomości celu, do którego ta „Kleinarbeit” (jak mówią Niemcy) ma zmierzać. Brak nam wizji przyszłej, lepszej, szczęśliwszej wsi polskiej. Mamy przed sobą zadanie, nie widzimy celu. Zajmują nas rzeczy drobne i szczegóły, nie ogarniamy całości”.

Stąd ks. Piwowarczyk przechodzi do sformułowania katolickiego programu naprawy ustroju własności rolnej w Polsce:

„Dwa etyczne prawa przemawiają w Polsce za parcelacją wielkiej własności: konieczność naprawy ustroju własności przez zasypanie przepaści między garścią przebogatych ludzi – a masą biednych – i obowiązek zaopatrzenia mas biednych w środki potrzebne im do utrzymania się na poziomie, wymaganym przez godność człowieka”.

Artykuł ks. Piwowarczyka kończy się słowami:

„Boję się, by dyskusji na temat sprawy wsi w katolickim obozie nie zabiły debaty zbyteczne nad całkiem jasnymi i prostymi sprawami (metodyka pracy na wsi) lub spory „zasadnicze” o przesądzoną już według mego mniemania sprawę reformy ustroju własności rolnej – i by skutkiem tego kapitalne zagadnienie „wizji przyszłej wsi polskiej” nie zostało odstąpione obozom niekatolickim. Gdyby się to stało, to trzeba by wówczas powiedzieć, żeśmy znowu na jedno co najmniej pokolenie stracili wieś”.

Gdyby ten sposób myślenia, jaki reprezentuje ks. Piwowarczyk, upowszechnił się wśród proboszczów wiejskich – nie mogłoby być mowy na wsi o antyklerykalizmie. Agitacja komunistyczna trafiała by w próżnię.

Czasy, które idą, wymagają nowego typu ludzi. Wymagają również przekształcenia typu psychicznego proboszcza wiejskiego. W ruchu katolickim, który chce świat zdobywać, nie będzie miejsca na biernych, wygodnych i lękliwych. Utrwalić się musi typ psychiczny, wzorowany na świętości czynnej – jak go pięknie określa ks. Kardynał Hlond: „rewolucjoniści boży wśród przyziemnego tłumu”.


Sposób postawienia w liście prymasowskim sprawy żydowskiej, wywołał już dużą dyskusję. Dosadne scharakteryzowanie psychiki żydowskiej i jej rozkładowego wpływu, spowodowało burzę wśród Żydów. Ale nie ma co także ukrywać, że bezwzględne potępienie rozruchów antyżydowskich, wywołało pewne rozgoryczenie w obozie antysemickim.

A tymczasem sprawa jest prosta: w etyce katolickiej nie mieści się inne stanowisko, jak potępiające ekscesy, i inne stanowisko, jak potępiające rozkładowy wpływ Żydów. 

I, oczywiście, wybuchające raz po raz w kraju zaburzenia antyżydowskie nie są programem polskiego nacjonalizmu. To wybuchy, niemal zawsze spontaniczne, nieuchronne tam, gdzie płaszczyzna ciągłego tarcia nie została usunięta, Bo, jak pisze przecież ks. Kardynał: „problem żydowski istnieje i istnieć będzie, dopóki Żydzi nie przestaną być Żydami”.

Nie zanosi się na to, żeby przestali. Więc problem musi być rozwiązany przez izolację i emigrację. Gdy to rozwiązanie nastąpi – przestaną istnieć przyczyny, które dziś jeszcze ciągle wywołują krótkie spięcia,

Ruch antysemicki w Polsce nie jest bynajmniej filiacją hitleryzmu. Jest wcześniejszy od hitleryzmu. Jest nierównie od niego poważniejszy i głębszy, bo też i kwestia żydowska w Polsce jest znacznie poważniejsza, a jednak rozwiązana być musi. Rozwiązana być musi w interesie katolicyzmu: aby usunąć rozkładowy wpływ Żydów na społeczność katolicką i aby usunąć przyczyny, które doprowadzają do rozruchów antyżydowskich.


Jak konieczność rozwiązania problemów gospodarczo-społecznych zawiera w sobie niebezpieczeństwo ulegnięcia sugestiom materialistycznej koncepcji komunistycznej, tak konieczność rozwiązania problemu żydowskiego kryje w sobie niebezpieczeństwo przejęcia materialistycznej koncepcji niemieckiego rasizmu. Obie te koncepcje w swojej istocie są antykatolickie i antypolskie, służą do podbijania Polski przez imperializmy sąsiadów.

Zdajemy sobie z tego sprawę. Przestroga ks. Kardynała Hlonda przed rasizmem nordyckim nie padnie w próżnię. Rasizm w sformułowaniu hitlerowskim, to jest – jak słusznie go określił Karol Stojanowski – genoteizm, deifikacja czynnika materialnego rasy, która ma służyć celom niemieckiej populacji i ekspansji.

My, w Polsce, mówiąc o rasizmie, mamy raczej na myśli to pojęcie rasy, które nieobce jest i ks. Prymasowi, gdy wspomina w swym liście pasterskim o „geniuszu rasy” pojęcie rasizmu psychicznego[1].


Z przepięknego i porywającego rozmachem wielkości listu pasterskiego ks. Prymasa przytoczmy na zakończenie słowa najbardziej programowe:

„Z walk duchowych wieku dwudziestego wyróść powinien nowy człowiek, z człowieczeństwem nieskaleczonym, z człowieczeństwem uporządkowanym, człowiek pełny, wolny, z inicjatywą, z obowiązkami i prawami, złączony ze swym Stwórcą i ze stworzonym światem, złączony ze swym Odkupicielem i jego prawem, złączony z Duchem Świętym i jego łaską, A więc nie mechaniczny, elektryczny, bezduszny robot w zamienionym na fabrykę świecie techniki, lecz prawdziwy władca świata, pan siebie samego, a sługa Boży”.

Stworzenie takiego typu człowieka, stworzenie społeczeństwa na tym typie człowieka opartego, to wierzymy w to wszyscy misja dziejowa Polski.


Tekst pochodzi z książki Stanisław Piasecki - Prawo do twórczości


[1] Por. Stanisław Piasecki: „Prosto z Mostu”, Wyd. „Rój”, 1934, rozdział „Od Acharda do Hitlera”.

Inne publikacje autora Wszystkie artykuły