Jan Ludwik Popławski - Szkodliwe fantazje

Nie można twierdzić, że współzawodnictwo partyjne z ruchem demokratyczno-narodowym było głównym a tym bardziej jedynym bodźcem, popychającym polską partię socjalistyczną coraz dalej w kierunku patriotyczno-rewolucyjnym, bo przede wszystkim oddziaływała na nią niewątpliwie zmiana w nastroju całego społeczeństwa, a zwłaszcza tej warstwy inteligencji i uczącej się młodzieży, która niemal wyłącznie wytwarza i zasila u nas wszelkie prądy polityczne, społeczne i umysłowe. W każdym jednak razie czynnik współzawodnictwa odgrywał i odgrywa dosyć ważną rolę w przekształcaniu się programu i taktyki socjalistów polskich, w nadawaniu pierwszemu i drugiej coraz wyraźniejszego, powiedzieć by należało, coraz jaskrawszego zabarwienia narodowego, często nie harmonizującego ani z ogólnym tonem doktryny i działalności partyjnej, ani tym bardziej z poszczególnymi jej objawami.

Zaznaczone już niejednokrotnie pojmowanie przez polską partię socjalistyczną swej działalności politycznej jako interesu[1], dla którego powodzenia stosuje ona i wyzyskuje dosyć zręcznie wszelkie środki reklamy i sposoby taktyki spekulacyjnej, pozwala z góry przypuszczać, że czynnik współzawodnictwa musiał mieć w „unarodowieniu” socjalizmu polskiego poważne znaczenie. Przekonywamy się dowodnie o słuszności tego przypuszczenia, zestawiając postępy w kierunku patriotycznym w programie i taktyce socjalistów z odpowiedniemu fazami rozwoju ruchu demokratyczno-narodowego.

Jakkolwiek w naszej działalności jako stronnictwa wykluczamy czynnik współzawodnictwa partyjnego i ostrzegamy naszych przyjaciół politycznych przed szkodliwością jego stosowania, wyniki praktyczne tej konkurencji, tej jednostronnej licytacji w patriotyzmie, przyjmujemy z rzetelnym zadowoleniem. Mniejsza o to z jakich wypływający pobudek, chociażby ze współzawodnictwa i zawiści, patriotyzm socjalistów polskich może być i jest nieraz szczerym. Zresztą, gdyby nawet był nieszczerym w słowach i pismach tych, którzy go głoszą, oddziaływa zazwyczaj dodatnio na tych, którzy go przyjmują w dobrej wierze. Zapewne, nie jest to taki patriotyzm, jakiego chcemy, zdrowy, realny, wynikający wprost i jedynie z tego faktu, że jesteśmy Polakami, z przyrodzonego, niewzruszonego poczucia naszej odrębności, naszej indywidualności narodowej, nie potrzebujący żadnych uzasadnień naukowych, żadnych uprawnień etycznych, żadnych legitymacji ideowych. Ale chociaż znieprawiony doktrynerstwem, prze-sycony tanią radykalną frazeologią, ma niekiedy przebłyski samodzielnej myśli polskiej, ma czasem szczere, nawet serdeczne brzmienia uczucia polskiego. Bądź co bądź fakt, że socjaliści nie tylko liczyć się muszą z patriotyzmem polskim, ale z tych czy innych względów, szczerze lub – gdyby nawet -nieszczerze, stają się jego rzecznikami, jest objawem dodatnim w rozwoju naszej sprawy narodowej.

Nie należy zapewne znaczenia tego objawu przeceniać, ani tym bardziej, czym wielu ludzi u nas grzeszy, poczytywać socjalistom zwrotu w tym kierunku za szczególną zasługę. Nie jest bowiem zasługą to, co powinno być prostym Obowiązkiem, którego niespełnianie piętnuje się w innych jako zaprzaństwo i zdradę, co powinno być przyrodzoną potrzebą umysłu i serca każdego Polaka.

Gdybyśmy byli stronnictwem w zwykłem, ciasnym i poziomem pojmowaniu tego wyrazu, mającym na celu przede wszystkim interes partyjny, rządzącym się w swej taktyce względami współzawodnictwa, – zwrot socjalistów polskich w kierunku patriotycznym byłby dla nas niepożądanym. Ale my, jakkolwiek dziś nie możemy i nie chcemy stać po nad stronnictwami, jesteśmy, jak słusznie zaznaczono, stronnictwem narodowym, pragnącym objąć w swym programie i w swej działalności praktycznej całość interesów i dążeń narodowych, częściowo i wyłącznie przez inne stronnictwa przedstawianych. Więc gdybyśmy byli takim stronnictwem i taką organizacją polityczną, jaką jest polska partia socjalistyczna, wolelibyśmy, ażeby przeciwnicy, których z różnych względów najczęściej zwalczać musimy, zrażali właśnie do siebie opinię publiczną, kompromitowali się wobec społeczeństwa, w którem ruch narodowy coraz silniej się rozwija.

Organa polskiej partii socjalistycznej posądzały nas o takiego rodzaju nieżyczliwość, będącą wynikiem współzawodnictwa partyjnego, a to z powodu artykułu o rozłamie w obozie socjalistycznym. Jeżeli ten rozłam powitaliśmy z pewnym zadowoleniem, którego bynajmniej nie ukrywamy, to nie dlatego, że ma on rzekomo oznaczać osłabienie w stronnictwie socjalistycznym kierunku narodowego, ale dlatego, że jest, zdaje się, zapowiedzią przeobrażenia się tego stronnictwa, złamania w nim przewagi kliki intrygantów, którzy taktyce jego nadają niewłaściwy, a często nawet wstrętny charakter spekulacji politycznej.

Po tych zbyt szczegółowych może, ale niezbędnych dla należytego zrozumienia sprawy uwagach, przechodzimy do właściwego przedmiotu artykułu.

Pomiędzy socjalistami polskimi nie brakowało nigdy patriotów uczuciowych, ale ten patriotyzm był ich właściwością osobistą. Istniały jednak i dawniej próby nadania ruchowi socjalistycznemu u nas charakteru narodowego, zabarwienia rewolucyjno-patriotycznego. Niektórzy nawet z pierwszych krzewicieli ruchu szukali dla niego tradycji w programach i działalności demokracji polskiej z epoki pomiędzy 1830 a 1863 r. Jednakże kierunek patriotyczny uznany został zarówno w programie, jak w taktyce socjalistów dopiero z chwilą powstania „polskiej partii socjalistycznej”, mniej więcej osiem lat temu. Nie będziemy tu kreślili przyczyn i przebiegu zwrotu, jaki zaszedł w poglądach i przekonaniach niedobitków dawnych organizacji, zaznaczymy tylko, że nowa werbowała sobie zwolenników wśród młodzieży, należącej wówczas do różnych związków i stowarzyszeń, nie mających określonego charakteru partyjnego, ale mających wyraźną barwę postępowo – demokratyczną i patriotyczna. Ruch narodowy był wówczas w pierwszej fazie swego rozwoju i większość ludzi, biorących w nim udział czynny, nie wytworzyła sobie jeszcze nowego pojmowania patriotyzmu, zadowalała się powtarzaniem ogólnikowych lub przebrzmiałych haseł demokracji dawnej, nie wnikając głębiej w ich treść, nie przystosowując jej do zmienionych warunków życia umysłowego, społecznego i politycznego.

Taki patriotyzm z wyrobionym i ustalonym charakterem ideowym, z gotowymi, pięknie brzmiącymi hasłami, z niezmiennymi skostniałymi szablonami działalności, taki patriotyzm, powszechny wówczas w sferach inteligencji, przyjęli socjaliści, tym chętniej, że odpowiadał ich właściwościom umysłowym, ich skłonności do dogmatyzmu, do mechanicznego i formalistycznego pojmowania spraw społecznych i politycznych. Dogmatyka takiego patriotyzmu łatwo dała się pogodzić z dogmatyką socjalistyczną i wytworzyła z nią spójną formalnie całość. W przekonaniu wielu ludzi, nie umiejących myśleć krytycznie i samodzielnie, socjaliści nie tylko dorównali w patriotyzmie narodowcom, ale ich prześcignęli, bo mówili w programie swym o niepodległej rzeczypospolitej polskiej, bo odświeżyli i zabarwili swoim temperamentem zapomniane i wyblakłe hasła rewolucyjne. Dziś jeszcze niektórym demokratom i patriotom starej daty, którzy nie brali udziału w ewolucji duchowej, jaką przeszła inteligentna część społeczeństwa, więcej przypada do smaku patriotyzmu socjalistyczny, niż nasz.

Podówczas, gdy socjaliści polscy posuwali się szybko w kierunku patriotycznym i głośno postępy swoje zaznaczali, w stronnictwie narodowym rozwijała się praca wewnętrzna, o której dają w ogóle wierne i dosyć dokładne w szczegółach pojęcie artykuły „W naszym obozie”. Nieliczna gromadka twórców i kierowników tego ruchu, odrzucając wszelkie dogmaty, wszelkie hasła, i biorąc za podstawę tylko wielkie, realne fakty o odrębności narodowej i niezaprzeczonego wzrostu siły społecznej ludu, – pracowała nad wytworzeniem i skonsolidowaniem nowego, odpowiadającego warunkom naszym, systemu politycznego myślenia i nowej szkoły, raczej nowej taktyki działania politycznego. Pokolenie bezimiennych, nieznanych robotników przyszłości, wolnych od małostkowych ambicji, od niespokojnej gorączki działania na widowni publicznej, pracowało nad przetworzeniem całego zakresu naszego życia politycznego i społecznego w myśl idei wszechpolskiej, pracowało z nadzieją, że po nich dopiero „przyjdzie nowych ludzi plemię, jakich jeszcze nie widziano, w tę ojczyznę nieśmiertelną, mimo działów – niepodzielną”.

Zarówno przeciwnicy, jak ogół społeczeństwa, nie zdawali sobie sprawy ze znaczenia tej roboty, nie dostrzegali widocznych zrazu tylko dla nas jej wyników. Wyjątkowo chyba najbystrzejsi i najczujniejsi w tym wypadku ugodowcy przeczuwali i dosyć trafnie ze swego punktu widzenia oceniali doniosłość roboty przygotowawczej demokracji narodowej, pocieszając się jednak w skrytości ducha zdaniem generała francuskiego o piechocie angielskiej: c’est la meilleure -heureusement il n’y en a pas beaucoup[2]. Istotnie, il n’y en pas beaucoup tych, co świadome, skonsolidowane jądro ruchu demokratyczno-narodowego stanowią, ale zastęp ich wciąż rośnie, ale program ich stopniowo się rozwija i obejmuje coraz szerszy zakres działania.

W naszym pojmowaniu program polityczny powinien być tylko ujęciem i sformułowaniem dążeń i interesów, już uświadomionych przynajmniej w inteligentnej warstwie społeczeństwa i bezwiednie, ale żywo odczuwanych w całej jego masie. Nasz program wyrabiał się i rozwijał powoli, nie wyprzedzał daleko biegu życia narodowego śmiałymi skokami fantazji politycznej, ale objawy jego uświadamiał i uogólniał, był jednocześnie wynikiem pracy myśli, jak i doświadczenia, nabywanego stopniowo w działalności praktycznej. Więc nie mogło być w takim programie miejsca dla szumnych haseł, dla postulatów, ujętych w formy konkretne, dla uproszczonych i nie tyle spopularyzowanych, ile spospolitowanych wskazań.

Skorzystali z tego socjaliści, jak również z naiwności politycznej społeczeństwa a zwłaszcza młodzieży i zaczęli w programach swych i pismach licytować się w patriotyzmie z ruchem demokratyczno-narodowym. Była to, jak już zaznaczyliśmy wyżej, licytacja jednostronna, my bowiem nie reagowaliśmy na czynione nam niejednokrotnie zarzuty oportunizmu, konserwatyzmu, ba, nawet ugodowości i tylko wtedy dawaliśmy im odprawę, gdy nieuczciwość konkurencyjna przekraczała miarę naszej cierpliwości.

Atutem, który socjaliści w ciągu kilku lat przeciw nam wygrywali, było pomijanie przez nas sprawy niepodległości Polski. Dla nas dążenie do niepodległości nie potrzebowało żadnego uzasadnienia, nie potrzebowało nawet zaznaczania go w programie, skoro za podstawę tego programu, za jego punkt wychodny wzięliśmy fakt odrębności narodowej. Jesteśmy organizmem narodowym, który chce żyć sam dla siebie i rozwijać się wszechstronnie i swobodnie. W tym mieści się cała skala naszej działalności politycznej, od najdrobniejszych zmian w warunkach naszego położenia dzisiejszego aż do uzyskania zupełnej niezależności, od codziennych utarczek z najniższymi organami rządów zaborczych obecnie aż do wielkiej kiedyś walki zbrojnej o niepodległość Polski. Przypominanie przy każdej sposobności, że do niepodległości Polski dążymy, szastanie się z tym hasłem, ciągłe wywoływanie go i pospolitowanie uważaliśmy i uważamy nie tylko za rzecz niepotrzebną, ale nawet szkodliwą nieraz i po prostu wstrętną. Ale zawsze, gdy zachodziła wyraźna potrzeba, zarówno w oświadczeniach programowych, jak w wystąpieniach polemicznych, zaznaczaliśmy jasno i dobitnie nasze stanowisko wobec tej sprawy, nasze polityczne wyznanie wiary. A zdarzało się to coraz częściej, w miarę rozwijania się naszego programu i naszej działalności publicystycznej, zwłaszcza, że staraliśmy się zrobić głównym jej zadaniem prostowanie błędnych pojęć i poglądów politycznych, panujących w naszym społeczeństwie. Mianowicie, chodziło nam o wykazanie, o -jeżeli tak się wyrazić można -wbicie w głowy, obałamucone doktryną bierności politycznej, że niepodległość nie spadnie nam z nieba ani z niczyjej łaski, że nie da jej nam chociażby najintensywniejsza i w duchu narodowym prowadzona praca organiczna i legalna, że zdobywało się ją zawsze i zdobywa krwią i żelazem i nie ma innych sposobów jej odzyskania. Ma się rozumieć, wywody te miały wyłącznie charakter teoretyczny, pouczający i uświadamiający, zarówno bowiem układ stosunków międzypaństwowych, jak położenie naszego społeczeństwa i jego nastrój psychiczny wykluczają w danej chwili możność bezpośredniego, chociażby tylko przygotowawczego do walki o niepodległość działania. Trzeba tylko rozumieć, że sposobność do takiej walki może przyjść prędzej, lub może odwlec się dłużej, niż się spodziewamy, i że jesteśmy wielkim i mającym tradycje historyczną, a więc dojrzałym do odzyskania i zdolnym do korzystania z niepodległości politycznej narodem.

Gdy stanowisko nasze w sprawie niepodległości stało się z biegiem czasu jasnym nawet dla ludzi, potrzebujących odpowiedniego frazesu jako busoli politycznej, polska partia socjalistyczna straciła atut, którym się wciąż posługiwała. Musiała więc szukać nowego, musiała znów w licytacji konkurencyjnej podwyższyć cenę swego patriotyzmu i swej rewolucyjności.

Nie trzeba było szukać długo. Z postulatu programowego niepodległości wypływa konsekwentnie postulat zbrojnej wałki, powstania. Dla ludzi, przyzwyczajonych do rozstrzygania na papierze najdonioślejszych i najzawilszych kwestii, przypisujących wykoncypowanym logicznie formułom cudowne, twórcze właściwości, obojętnym było: czy sprawa zbrojnego powstania odpowiada dziś warunkom realnym. Pierwsze zresztą artykuły w tej sprawie, zamieszczone w „Przedświcie”[3] londyńskim, miały raczej charakter teoretyczny i obok wielu wywodów naiwnych i zdradzających nieraz zupełną ignorancję autorów w rzeczach, o których piszą, zawierały sporo spostrzeżeń i poglądów trafnych. Przypuścić można, że zainteresowanie się socjalistów tą sprawą było wywołane w pewnej mierze przypadkowym zamieszczeniem w naszym piśmie listu z Warszawy, wzywającego do tworzenia legionów polskich, i dołączonych do tego listu wyjaśnień i komentarzy.

Teoretyczne wyjaśnienie sprawy zbrojnego powstania, jego możliwości i widoków powodzenia byłoby ciekawym i pouczającym. W sprawie tej nawet wśród pisarzy wojskowych panują wręcz przeciwne poglądy, a społeczeństwo nasze nie ma o niej żadnego pojęcia i powtarza oklepane, ale zupełnie fałszywe ogólniki. Powszechnymu np. u nas mniemaniu, że w dzisiejszych warunkach militarnych powstanie ludowe jest niemożliwym, kłam zadają nie tylko świeże i wymowne fakty, ale i zdania wielu specjalistów. Do sprawy tej wrócimy może wkrótce w szeregu poświęconych jej artykułów, dziś, nie przesądzając jej, tyle tylko zaznaczyć można i należy, że jeżeli niektóre warunki życia współczesnego ogromnie utrudniają zbrojny ruch ludowy, to natomiast inne znakomicie mu sprzyjają.

Wyjaśnienie rzeczowe tych kwestii byłoby, powtarzamy, pożądanym i pożytecznym. Ale socjaliści, należący do polskiej partii socjalistycznej, jakkolwiek zastrzegali się, że mają cierpliwość i nie myślą robić „puczu”, zaczęli traktować sprawę zbrojnego powstania, jako sprawę bliskiej przyszłości. W polemice z secesjonistami, którzy zaszachowali ich rewolucyjność wysunięciem w swej broszurze programowej terroru, – organ zagraniczny polskiej partii socjalistycznej przygotowanie do zbrojnego po-wstania postawił jako punkt programu działalności praktycznej. W tym sporze polemicznym zaczęły się naiwne aż do komizmu wyliczania: ilu ludzi może wystawić do walki zbrojnej zabór rosyjski, roztrząsania: jaką pomoc może okazać przyszłemu powstaniu Galicja itd. W „Przedświcie” zjawiają się artykuły, zawierające obok wielu wcale rozsądnych poglądów i uwag śmieszne po prostu i niedorzeczne wywody. Oto np. autor jednego z tych artykułów poważnie dowodzi, że góry nie mają żadnego strategicznego i taktycznego znaczenia, „bo przy dzisiejszej broni ogień z gór na atakujących skierowany jest słabszy, niż byłby na równym terenie”!? Następnie dowiadujemy się, że brak broni i amunicji łatwo usunąć, bo armaty i karabiny, a tym bardziej naboje można równie dobrze „szwarcować”, jak pisma i broszury. „Za parę tysięcy sprowadza się broszury, za dziesiątki milionów nie trudniej (!) karabiny, ładunki i armaty”.

Niejeden z czytelników po przeczytaniu przytoczonych ustępów zapyta słowami Asnyka:

Czyż więc można brać na serio
Ten Tytanów ród skrzywiony?
Widząc z jaką fanaberia
Kładzie Ossy na Peliony,
By się gwałtem dostać w wieczność,
Gdzie króluje niedorzeczność.[4]

Można i trzeba. Nie ze względu na nich i na ich pisanie, ale ze względu na wpływ, jaki bądź co bądź wywierają bezpośrednio lub pośrednio na pewną część społeczeństwa, w którem, niestety, „króluje niedorzeczność” polityczna. Przygotowywanie się – na papierze – do powstania daje gotowy frazes do maskowania wszelkiej bezmyślności i bezczynności politycznej. Można tu powtórzyć ze zmianą jednego wyrazu zdanie autora artykułu „W naszym obozie” że „tania rewolucyjność radykalnego sportsmana jest robotą równie destrukcyjną, jak tania dyplomacja ugodowego błazna”. Jest nawet szkodliwsza, bo gdy ta druga rachuje w swych kombinacjach na bierność, samolubstwo i ignorancję polityczną większości społeczeństwa, pierwsza spekuluje na zapał, energię i nieodłączną od wieku młodego naiwność polityczną najruchliwszych żywiołów, które zwraca z prostej drogi pracy obywatelskiej na manowce frazeologii.

Nie podzielamy płonnej niewątpliwie obawy tych, którzy sądzą, że taka gadanina o zbrojnym powstaniu i przygotowywaniu się do niego zaostrzyć może prześladowanie naszej narodowości przez rządy zaborcze. Te rządy w swej polityce względem Polaków nie liczą się z pewnością z tym, co piszą socjaliści, kierują się one innymi, ważniejszymi i poważniejszymi względami. Nie lękamy się również, że socjaliści, popędzani coraz żwawiej w swych aspiracjach wojowniczych gorączką konkurencyjną, popchną słuchające jeszcze ich komendy żywioły do czynów nierozważnych, chociaż zachowanie się polskiej partii socjalistycznej w sprawie demonstracji ulicznych nasuwać może podobne obawy, chociaż egoizm i lekkomyślność jej kierowników, zupełny zanik w nich poczucia odpowiedzialności nie tylko wobec całego narodu, ale nawet wobec swego obozu – upoważnia do podobnych podejrzeń. Nie mówiąc bowiem o tym, że rozsądniejsi lub sprytniejsi sami odraczają nawet akcję przygotowawczą do dalszej przyszłości, znaczny udział, jeżeli nie przewaga żydów, daje rękojmię, że wojownicze porywy do akcji zbrojnej, podobnie jak machabejskie instynkty p. Blocha, nie przekroczą pewnej granicy, oddzielającej wyraźnie bezpieczne elukubracje od niebezpiecznych czynności.

Autor ostatniego i bodaj najrozsądniejszego artykułu w „Przedświcie” – „Powstanie czy terror”, wykazując, że terror jest bardzo niepewną metodą walki, w zasadzie oświadcza się za zbrojnym powstaniem, ale nawet bezpośrednie przygotowywanie się do niego odracza do dalszej przyszłości. Natomiast podnosi hasło „nie dajmy się prowokować” i zaleca partii swej program działania, zgodny w wielu punktach z naszą taktyką, mianowicie w tych punktach, które socjaliści polscy niedawno jeszcze starali się wydrwiwać i ośmieszać. Dotyczy to zwłaszcza wywalczania stopniowego różnych ustępstw i utrwalania osiągniętych na tej drodze zdobyczy politycznych. Przytaczamy dosłownie ten ciekawy „dokument” z całą jego samochwalczą przesadą.

„Gdyby w obecnej chwili wszyscy nasi towarzysze w Królestwie Polskim, choćby nawet dobrze uzbrojeni, złączyli się w jeden korpus i stawili się do otwartej bitwy – niechybnie by ulegli; bo nawet wobec wojsk rosyjskich, już teraz w Polsce obecnych, byliby zbyt nieliczni. Ale za to ci sami ludzie, rozproszeni po kraju, zamaskowani cywilnymi ubiorami, potrafią wszędzie i bezustannie podkopywać potęgę zaborczą nie tylko przez to, co robią, ale przede wszystkim przez to, czego nie robią -przez częstokroć ciche i tajne, ale zawsze uparte niewykonywanie, ignorowanie i przestępowanie przeróżnych carskich ukazów, nakazów i zakazów. Car zakazuje stowarzyszeń politycznych – a organizacje P. P. S. mnożą się; car poddaje wszelkie druki cenzurze – a kraj roi się od literatury nielegalnej, tak że posiadanie takiej literatury, stało się faktycznie bezkarnym; car zabrania strejków – a robotnicy strejkują i zwyciężają; car zakazuje zgromadzeń . publicznych – a tłum tysiąco-głowy demonstruje na ulicach Warszawy i Dąbrowy. Wobec tego bezustannego i wszechobecnego oporu, w którym się przejawia świadoma swych celów energia socjalistyczna, zapał najemnych służalców caratu w końcu słabnąć musi; znużeni, zaczynają obojętnieć na występki, które dziesięć lat temu jako straszliwe zbrodnie karali. Zaczyna się tworzyć niepisane prawo zwyczajowe, unieważniające różne paragrafy ustaw pisanych. Chodzi teraz o to, aby tradycja tego nie pisanego prawa ani na chwilę nie poszła w zapomnienie, aby stosowanie jego przez ogół socjalistów nie przerwało się ani na rok, ani na miesiąc: aby, im ospalszymi stają się czynownicy, tym żwawszymi, tym ruchliwszymi stali się socjaliści.”

W takim programie nie ma miejsca na pośrednie czy bezpośrednie przygotowywanie się do powstania. Jedynym możliwym dziś i koniecznym przygotowywaniem się do wszelkiego rodzaju szerszej akcji, a więc i do zbrojnego w chwili sposobnej, przy zbiegu warunków pomyślnych powstania, – jest organizowanie sił narodowych w najszerszym znaczeniu tych wyrazów. Bo tylko taka organizacja wszystkich sił narodu pozwoli mu w odpowiedni w danej chwili sposób wyzyskać przyjazne okoliczności dla swoich dążeń i interesów, dla urzeczywistnienia swoich zadań.

Frazesy o zbrojnym powstaniu i przygotowywaniu się do niego za pomocą demonstracji i rozszerzania broszur agitacyjnych mają wywoływać pewien „nastrój” w społeczeństwie, rzekomo niezbędny dla wystąpienia w odpowiedniej chwili. Społeczeństwo, prowadzące rozumną, realną, przenikniętą zdrowym egoizmem narodowym politykę, nie potrzebuje sztucznego wywoływania „nastroju” rewolucyjnego dla wyładowania we właściwych okolicznościach swojej energii czynnej. Nastrój się zjawi, gdy zajdzie potrzeba jako wynik świadomego dążenia, bez którego jest on po prostu objawem histerii politycznej.

Dosyć mamy już tej histerii i tej bezmyślności politycznej, które karmią się frazesami zarówno socjalistycznymi, jak patriotycznymi, dosyć mamy politycznego sportu, wywołującego ruch dla ruchu, i politycznego geszefciarstwa, robiącego interesy na pięknie brzmiących hasłach. Jeżeli nawet bezpośrednio nie wyrządzają one szkody sprawie narodowej, to pośrednio jej szkodzą, wytwarzając niezdrową atmosferę duchową, obniżając poziom myśli politycznej, odwracając uwagę społeczeństwa od zadań realnych i bałamucąc je fantazjami. Bo fantazją jest w polityce każda, najbardziej nawet w istocie swej realna sprawa, postawiona na porządek dzienny przedwcześnie i bez uwzględnienia koniecznych do urzeczywistnienia jej w życiu warunków.

Przegląd Wszechpolski, 1901


Tekst został opublikowany także w książce Jan Ludwik Popławski - Pisma polityczne


[1] Pojmowanie działalności politycznej jako interesu godzić się może i godzi się w danym wypadku z bezinteresownością ludzi, którzy tą działalnością kierują lub ją prowadzą.
[2] c'est la meilleure - heureusement il n'y en a pas beaucoup – (franc.) na szczęście, nie ma ich wielu
[3] Przedświt – socjalistyczne pismo wychodzące w latach 1881-1920, początkowo w Genewie (jako organ prasowy Socjalno-Rewolucyjnej partii Proletariat), od 1891 w Londynie (Związek Zagraniczny Socjalistów Polskich) a od 1903 w Krakowie (Polska Partia Socjalistyczna)
[4] Adam Asnyk, Replika

Inne publikacje autora Wszystkie artykuły