Jan Ludwik Popławski - Polityka polska Austrii

Często powtarzane zdanie o zbieżności, a nawet o wspólności – w pewnym zakresie – interesów narodowych polskich z interesami państwowymi Austrii, stało się niemal za pewnik uchodzącym komunałem. Na uznaniu tej łączności – powiadają – opiera się stosunek wzajemny między Polakami z jednej, a monarchią i dynastią z drugiej strony. Nieraz słyszy się nawet apodyktyczne twierdzenia, że rozwój narodowych aspiracji polskich leży w dobrze pojmowanym interesie monarchii i dynastii i że temu pojmowaniu zawdzięczamy uznanie praw naszych i powagi naszej w Galicji i stanowisko nasze w państwie.

Tak my sobie na ogół stosunek swój do Austrii oraz stosunek jej polityki zewnętrznej i wewnętrznej przedstawiamy. Ma się rozumieć, przedstawiamy w zasadzie, bo w praktyce codziennego życia politycznego nie możemy nie widzieć i nie uznawać licznych od tej zasady zboczeń, które rozmaicie tłumaczyć usiłujemy.

Należałoby jednak zbadać, czy druga strona tak samo stosunek wzajemny pojmuje, czy polityka zewnętrzna i wewnętrzna Austrii w sprawach polskich świadomie uznaj e łączność lub przynajmniej zbieżność w pewnych bardzo ważnych dla niej punktach – interesów narodowych polskich i państwowych lub dynastycznych austriackich. Powiadamy – dynastycznych, bo dotychczas w Austrii korona wywiera

wpływ przeważny na wewnętrzną, a niemal wyłączny na zewnętrzną politykę państwa. Chodzi więc o wyjaśnienie, czy w tych właśnie sferach wpływowych i decydujących istnieje jasna świadomość uznawanej przez nas łączności obopólnych interesów.

Polegając na zdaniu p. St. Koźmiana[1], lepiej może niż ktokolwiek z publicystów naszych o poglądach panujących w tych sferach poinformowanego, nie ma tam jasnej świadomości ani wyraźnego uznania tej łączności interesów polskich i austriackich.

Raz tylko to uznanie wyraźnie się zaznaczyło w polityce Austrii w stosunku do Polaków, po wojnie pruskiej, w r. 1867 i 1868, w pamiętnej dla Galicji epoce, pozyskania znacznych koncesji narodowych. Ale i wtedy to uznanie nie tyle było wyrazem przekonania sfer decydujących, ile wyrazem wpływu na zewnętrzną i wewnętrzną politykę państwa twórców dualizmu: Beusta[2] i ówczesnych węgierskich mężów stanu.

Przedstawienie w dziejowym jej rozwoju polityki polskiej Austrii byłoby bardzo ważnym i wdzięcznym, ale przekraczającym ramy artykułu dziennikarskiego i kompetencje autora zadaniem. Jedną zaledwie część tego zadania, jedną, ale najżywiej, bezpośrednio nas obchodzącą fazę tej polityki i ogólny jej charakter chcielibyśmy naszkicować i wyjaśnić, o ile już dziś te rzeczy wyjaśnione być mogą.

Jak złośliwie zaznacza p. Koźmian, Austria w polityce polskiej miała jedną tylko tradycję – łzy Maryi Teresy, łzy, wywołane szczerym i szczerze a nawet nieoględnie wyrażonym oburzeniem tej monarchini „na tak niecny a nierówny podział”.

Pozbywszy się sentymentalizmu w polityce, wybaczylibyśmy dziś chętnie polityce austriackiej, gdyby sprzeniewierzyła się tradycji pamiętnego frazesu Maryi Teresy, gdyby przestała się platonicznie oburzać na „niecność” podziału Polski, a natomiast żywo odczuła jego „nierówność”. Innymi słowy, wolelibyśmy, żeby polityka austriacka zrozumiała grożące monarchii Habsburgów niebezpieczeństwo zarówno ze strony Prus, jak zwłaszcza Rosji i żeby szukała wynagrodzenia wyrządzonej jej „nierównością” podziału szkody skierowaniem swej ekspansji terytorialnej i ambicji państwowej w kierunku północno-wschodnim.

W tym kierunku od upadku państwa polskiego polityka Austrii nie miała nigdy wyraźnych dążeń ani pragnień. Austria wzięła wyznaczoną jej z „nierównego” podziału część Polski raczej w charakterze odstępnego za dopuszczenie czynu, który Maria Teresa nazwała „niecnym”. Polityka zaborcza mocarstw w owej epoce była bardzo prostą, brała co się dało i gdzie się dało, celem jej jedynym było powiększenie terytorium państwa, równoznaczne z powiększaniem jego potęgi. Polityka Austrii w końcu XVIII wieku zajmowała się przeważnie sprawami niemieckimi i włoskimi. Józef II, który był zwolennikiem udziału Austrii w rozbiorze Polski, miał plany zaborcze w kierunku południowo-wschodnim, na półwyspie bałkańskim. Uczestnictwo w „niecnym i nierównym podziale” było związane w współdziałaniem Rosji w tych planach. Następca jego był niechętny dalszemu rozbiorowi Polski a nawet podobno nie był daleki od zrzeczenia się Galicji w zamian za odpowiedni ekwiwalent.

Zdobyte w „nierównych” podziałach terytorium polskie Austria chętnie w posiadaniu zatrzymywała, nie zdradzała wszakże żadnych aspiracji do powiększania obszaru państwa dalszymi w tym kierunku nabytkami. Owszem, niejednokrotnie wykazywała nawet chęć pozbycia się przywłaszczonej części Polski w zamian za przyzwoite w innej stronie wynagrodzenie terytorialne. Nie mówiąc już o propozycji, po r. 1809, odstąpienia Galicji Księstwu Warszawskiemu W zamian za Ilirię i Dalmację, i na kongresie Wiedeńskim, i w r. 1831 polityka austriacka godziła się z myślą odstąpienia ziem polskich. Jeżeli można wierzyć Metternichowi, to był on nawet przeciwny zajęciu w r. 1846 Krakowa i tylko obawa, że Mikołaj I przyłączy do Królestwa Kraków skłoniła Austrię do aneksji.

Tą chęcią lub może przewidywaną koniecznością pozbycia się nabytku polskiego tłumaczy się w pewnej mierze charakter gospodarki austriackiej w Galicji. Była to gospodarka rabunkowa, jaką się prowadzi nie na własnej ale na objętej w czasowe posiadanie ziemi.

W przeszłości Austria nie miała własnej swojej polityki polskiej, tj. nie dążyła do powiększenia swego obszaru ziemiami polskimi, nie starała się o poruszenie sprawy polskiej i zjednanie sobie Polaków. Nawet po wojnie 1859 r., kiedy dla przewidujących mężów stanu utrata pozostałej resztki posiadłości włoskich (Wenecja) stała się kwestią niedalekiej przyszłości, kiedy tradycja zaborcza monarchii kazała kierownikom jej polityki rozglądać się za nowymi nabytkami, które mogłyby poniesione i przewidywane straty powetować, kiedy wreszcie w sprawach wewnętrznych państwa zaczęto się już liczyć z Polakami, Austria nie zdobyła się na samodzielną politykę polską. Nie zdobyła się nawet 1863 r., chociaż wypadki ówczesne zachęcać mogły do podjęcia śmiałej wprawdzie, ale ze względu na sytuację międzypaństwową i życzliwą postawę Francji bynajmniej nie ryzykownej kombinacji.

Były próby i ze strony Napoleona III, i ze strony patriotów polskich (Adam Potocki, Leon Sapieha, Cegielski i inni) popchnięcia Austrii na nowe tory, skorzystania z wypadków i skierowania ambicji dynastycznej i dążności ekspansywnych monarchii habsburskiej w tę stronę. W dziejach Austrii i dynastii nie było od dawna tak pomyślnej sposobności zdobycia chwały i potęgi. Wojna z Rosją, która osłabiona wojną krymską i przeobrażeniami wewnętrznymi, zdobywać się musiała na nadzwyczajne wysiłki dla stłumienia powstania polskiego, nie przedstawiała nadzwyczajnego ryzyka dla Austrii przy życzliwym współudziale Francji i Anglii i niewątpliwej wobec ówczesnego nastroju opinii neutralności Włoch, a rokowała natomiast najświetniejsze nadzieje. Gdyby nawet Prusy, których potęgi ani dzisiejszą, ani nawet miarą 1870 r. nie można mierzyć, odważyły się wtedy wystąpić po stronie Rosji, to i w tych warunkach Austria miała w r. 1863 lepsze, niż w r. 1866, szanse zwyciężenia niebezpiecznego w Niemczech współzawodnika.

Ale taka śmiała polityka wymagała samodzielnej inicjatywy, której w kierowniczych kołach austriackich nie było. Przeciw niej zaś była tradycja dynastyczna i przekonania a raczej uprzedzenia bardzo silne.

Tradycja sentymentalizmu Maryi Teresy w połączeniu z instynktowną raczej niż świadomą obawą groźnego dla Austrii wzrostu potęgi Rosji, może nawet z pewną zawiścią wobec szczęśliwego współzawodnika pozwalała na okazywanie współczucia powstaniu polskiemu, na tolerowanie do czasu udzielanej mu z Galicji pomocy. Polityka austriacka zadawalała się faktem, że powstanie polskie, zwycięskie lub zwyciężone, w każdym razie osłabi Rosję. Gdyby państwa zachodnie samodzielnie zdobyły się na interwencję, polityka austriacka ośmieliłaby się może na krok stanowczy, ale sama nie miała ani odwagi myśli, ani odwagi czynu. Utworzenie z Polski rosyjskiej państwa samodzielnego lub autonomicznego było nawet dla Austrii pożądanym, nie w tym jednak stopniu, żeby sama w tym przedsięwzięciu brała czynny udział. 0 tym zaś, żeby powiększyć obszar państwa zdobytymi na Rosji ziemiami polskimi, nie myślano w Wiedniu wcale. Sprawa polska, pomimo pewnych, bardzo słabych zresztą sympatii dla niej, miała w przekonaniu kół dworskich charakter rewolucyjny. Kiedy w r. 1863 książę Leon Sapieha osobiście starał się przekonać cesarza, że Austria powinna skorzystać z wypadków i zagarnąć ziemie polskie, podwładne Rosji, Franciszek Józef wyraził się o tej rozmowie z oburzeniem: „jak można żądać od Habsburga, żeby wstąpił w ślady Wiktora Emanuela”.

Tradycje dynastyczne i zasady zachowawcze przemawiały za sojuszem z Rosją, jakkolwiek pozwalały temu sojusznikowi, w którym od dawna widziano również niebezpiecznego współzawodnika, przysparzać kłopotów właśnie za pomocą sprawy polskiej. To jedynie znaczenie narzędzia do dokuczenia Rosji i jej osłabienia miała w polityce austriackiej sprawa polska, która, pomimo okazywanych jej czasem platonicznych sympatii nosiła na sobie piętno niezmazane – charakter rewolucyjny. Swoją drogą ten właśnie charakter rewolucyjny nadawał jej pewną specjalną, wyżej zaznaczoną wartość.

Wspomnieliśmy już o usiłowaniach ze strony polskiej i francuskiej nadania polityce austriackiej nowego kierunku, związania jej ze sprawą polską. Byli i w Austrii ludzie, którzy rozumieli doniosłość tej myśli politycznej, nie mieli jednak wpływu na cesarza, ani na jego doradców. Kiedy jeden z nich wyraził wobec cesarza przekonanie, że wkroczenie do Królestwa i przyłączenie ziem polskich byłoby godnym Austrii zadaniem i przyniosłoby jej wielkie korzyści, Franciszek Józef odparł: „Nie w tej stronie szukać nam nabytków, co nam po nich! Monarchia potrzebuje Bośni”.

To powiedzenie daje nam klucz do zrozumienia polityki zewnętrznej Austrii w ciągu następnych lat czterdziestu. W r. 1863 Austria nie skwitowała jeszcze ostatecznie z roli swej we Włoszech i dbała przede wszystkim o stanowisko swe w Niemczech. Ale swe ambicje zaborcze kierowała, raczej kierowały je czynniki decydujące, ku półwyspowi bałkańskiemu. I dążenie do ekspansji w tę stronę, jak to dalej zobaczymy, stawać będzie przeciw dążeniu do podjęcia polityki polskiej.

W otoczeniu cesarza Franciszka Józefa ważną rolę odgrywało zawsze i do dziś dnia odgrywa stronnictwo wojskowe, a raczej koteria wojskowa. Ta koteria, na której czele przez długi czas stał arcyksiążę Albrecht, wpływowy rzecznik ścisłego sojuszu z Rosją, składała się dawniej w znacznej części z generałów pochodzenia południowo-słowiańskiego. Nie przedstawiali oni właściwie żadnego kierunku politycznego, byli wyznawcami starego porządku i wycofanych z obiegu pojęć o władzy monarszej i zadaniach państwa, nie lubili Węgrów, a natomiast żywili niezbyt zresztą określone sympatie słowiańsko-rosyjskie.

Politykę ekspansji pojmowali po staremu, jako dążenie do powiększenia obszaru państwa i jego ludności przede wszystkim ze względów i dla celów militarnych. Zajęcie Bośni od dawna uważano w Austrii za konieczne dla zabezpieczenia Dalmacji. Za pretekst posłużyć mogły w sposobnej chwili stare prawa korony węgierskiej, chociaż Węgrzy właśnie dochodzić ich nie chcieli.

Te dążenia kół wojskowych skombinowano z tradycją odwieczną polityki austriackiej i planami Józefa II. To im dało podkład historyczny i jakąś idę. W tej epoce zresztą, o której mówimy, były to raczej mgliste marzenia, niż określone zamiary. Ale te marzenia powtarzały się uporczywie i przybierały z biegiem czasu coraz wyraźniejsze kształty.

Generał rosyjski Fadiejew, znany panslawista, rzucił kiedyś „skrzydlate słowo”, że dla Rosji droga do Konstantynopola prowadzi przez Wiedeń. W lot pochwyciła cała Rosja to słowo i od razu zrozumiano je w Petersburgu. Natomiast w Wiedniu nie chciano i nie umiano dotychczas zrozumieć, że dla Austrii droga na półwysep bałkański prowadzi przez Warszawę, że o spadek po Turcji, nawet „nierówny” trzeba się rozprawić nad Wisłą. Nie rozumiano wówczas, że nie tylko z Rosją, ale i z Prusami współzawodnictwo zakończyć można było zwycięsko jedynie na gruncie polskim.

Ciężko odpokutowała stara Austria swoją bezmyślność polityczną. Po nieszczęśliwej wojnie 1866 r. zdawało się, że powstaje Austria nowa i że ta Austria zacznie wreszcie prowadzić nową politykę zagraniczną, straciwszy ostatecznie dotychczasowe stanowisko w Niemczech i we Włoszech.

Można było oczekiwać, że radykalnej zmianie ustroju wewnętrznego i położenia zewnętrznego Austrii towarzyszyć musi stanowcza zmiana jej polityki zagranicznej. Jakoż zanosiło się istotnie na nią. Zmiana w stosunku korony i rządu centralnego do Węgrów i Polaków i oparcie ustroju państwa na nowych podstawach, wywierać zaczęły wpływ i na politykę zagraniczną. Ta polityka była w Austrii niemal wyłącznie dynastyczną. Po roku 1866 przybierać zaczęła inny nieco charakter, a raczej modyfikować dawny. Obok polityki dynastycznej austriackiej zdobywać zaczęła pewien wpływ polityka narodowa węgierska. Niemcy liberalni okazywali również, chociaż pośrednio wpływ na działalność monarchii i jej plany polityczne w zakresie stosunków zewnętrznych.

Zarówno Niemcy liberalni, jak Węgrzy, zwłaszcza ci ostatni, nie tylko nie byli przeciwni podjęciu sprawy polskiej przeciw Rosji i ewentualnemu powiększeniu monarchii nabytkami polskimi, ale nawet usilnie starali się popchnąć politykę austriacką w tym kierunku. Zjazd w Salzburgu Napoleona III z Franciszkiem Józefem oddziałał również na powstającą nową kombinację polityczną, którą popierała żywa wówczas chęć odwetu na Prusach i powetowania dotkliwych strat, świeżo przez Austrię poniesionych. Czy ta kombinacja miała wyraźne, realne kształty, dotychczas nie zostało wyjaśnione. W korespondencji niewydanej Grocholskiego i Ziemiałkowskiego są pewne ciekawe napomknienia, które należałoby dopiero uzupełnić i wyświetlić.

Pośrednio snute wówczas plany polityki polskiej oddziałały decydująco na ukształtowanie się stosunku Polaków galicyjskich do rządu austriackiego. Ziemiałkowski, który był najgłówniejszym twórcą kompromisu polsko – austriackiego, wiedział niewątpliwie o tych planach i wierzył w rychłe ich zrealizowanie, gdy przekonywał innych, że wobec bliskich a doniosłych wypadków, w których sprawa polska ważną odegra rolę, nie mamy powodu upierać się przy samodzielności prawno-państwowej Galicji, a tym bardziej przy ustroju federalistycznym państwa, ale powinniśmy zgodą na kompromis zdobyć sobie zaufanie korony i wpływ na politykę zagraniczną Austrii.

Widomym znakiem, że polityka polska Austrii na nową wchodzi drogę, miała być podróż cesarza do Galicji w r. 1868. Podróży tej przeznaczony na ochmistrza Adam hr. Potocki i namiestnik ówczesny hr. Gołuchowski starali się nadać niezwykle uroczysty charakter. Wszyscy ministrowie i prezes gabinetu węgierskiego hr. Andrassy przybyć mieli w orszaku cesarza.

W Królestwie nie tylko między ludem, ale i między inteligencją krążyły o tej zapowiedzianej podróży niezwykłe wieści. Opowiadano, że Franciszek Józef ma być ogłoszony królem polskim. Nieprawdopodobna ta wieść zaniepokoiła mocno władze rosyjskie. Cesarz Aleksander II jednocześnie postanowił przybyć do Warszawy.

Niestety, skończyło się na zapowiedzi podróży cesarskiej do Galicji. Dnia 23 września 1868 r. telegraficznie odwołano podróż. W kilka dni później specjalny wysłaniec Franciszka Józefa, książę Thurn-Taxis, podążył do Warszawy na powitanie Aleksandra II.

Jeszcze przed odwołaniem podróży sejm galicyjski uchwalił adres i znaną rezolucję, którą gorąco poparł namiestnik Gołuchowski. Po odwołaniu podróży cesarskiej namiestnik podał się natychmiast do dymisji.

Mówiono później, że uchwalenie rezolucji było powodem odwołania podróży cesarskiej. Ale rezolucja była przecie z polskiej strony ustępstwem z zajętego poprzednio stanowiska, a ta okoliczność, że popierał ją tak lojalny i oględny polityk, jak hr. Gołuchowski, świadczy, że ani w Wiedniu, ani w kraju nie była jako krok mogący obrazić cesarza pojmowaną. Przeciwnie, ze strony Polaków galicyjskich była raczej akcesem do tej polityki, którą Austria chciała zainaugurować.

Nie ulega wątpliwości, że decydującymi były raczej względy polityki zewnętrznej. Zdaje się, że dyplomacja rosyjska nie interweniowała bezpośrednio, ale pośrednio przez arcyksięcia Albrechta i stronnictwo wojskowe oddziałała na cesarza i oddziałała tak skutecznie, że zaniechane zostały plany zwrócenia polityki polskiej Austrii na nowe tory.

Z rozmów z księciem Thurn-Taxis wywnioskowali Polacy, że Aleksander II wyraźnie się zastrzegł przeciw podróży Franciszka Józefa do Galicji. „Gdyby ta podróż przybrała charakter polityczny z trudnością zachowałbym obojętność – m’eut trouve difficilement indifferent – powiedział car. W pamiętnikach swoich książę Thurn-Taxis opowiada, że w Skierniewicach car zwrócił się do niego i rzekł: „Namiestnik Gołuchowski podał się do dymisji. Przyznaję, z przyjemnością dowiedziałem się także, iż cesarz zaniechał podróży do Galicji, gdyż wiem z doświadczenia, że ze strony Polaków oczekiwać można tylko niewdzięczności i zdrady, nawet gdy się dba o ich dobro i chce się im je wyświadczyć.”

Czy te słowa znalazły oddźwięk w Burgu[3] wiedeńskim? Nie wiemy, ale z pewnością mile tam przyjęto oświadczenie cara, że zbawienie Europy zależy od wskrzeszenia starego „świętego przymierza”, a zwłaszcza wyrażono nadzieję, że między Austrią i Rosją zadzierzgnie się stosunek ściślejszy.

Według innej wersji car wysłannikowi Franciszka Józefa miał powiedzieć podniesionym głosem, że nie ścierpi politycznej demonstracji na gruncie polskim.

Nowa polityka polska Austrii nie zdążyła się jeszcze zarysować, gdy została stanowczo zaniechaną. Wobec groźnej postawy Rosji i solidarnych z nią, a już potężnych po dwóch zwycięskich wojnach Prus, wobec znacznie gorszego niż w r. 1863 układu stosunków międzypaństwowych wyraźne proklamowanie tej polityki byłoby dla Austrii wielkim ryzykiem. Spóźniła się, jak spóźniała się od stu lat zawsze.


Pogrom Francji w r. 1870-1871 r. i upadek cesarstwa zmieniły zupełnie układ stosunków międzypaństwowych. Pamiętna wojna francusko-pruska, jakkolwiek przewidywana w przyszłości i uwzględniana w ówczesnych kombinacjach dyplomatycznych, była dla Austrii niespodzianką w tym znaczeniu, że nie oczekiwano jej w danej chwili. Szybki bieg uprzedzał nie tylko postanowienia, ale nawet kombinacje polityki austriackiej. W układaniu tych kombinacji brali pewien udział ówcześni politycy polscy i niektórzy z nich porozumiewali się i nawet nawiązali bliższe stosunki z hr. Andrassym, prezesem gabinetu węgierskiego, a następnie kanclerzem, który przewidywał, że po pogromie Francji Rosja poruszy sprawę wschodnią, tak niebezpieczną dla interesów narodowych Madziarów, i chciał temu przeciwdziałać śmiałem postawieniem na porządku dziennym polityki międzynarodowej – sprawy polskiej.

Ostateczny rezultat wojny francusko-pruskiej był dla monarchii Habsburgów wprost groźny. Znalazła się ona politycznie odosobnioną, pozbawioną jedynego możliwego sprzymierzeńca, narażoną na niebezpieczeństwo z północy i wschodu, ze strony Prus i Rosji, z południa, ze strony Włoch. Powstanie potężnego cesarstwa niemieckiego zmuszało politykę austriacką do zrezygnowania z wszelkiej myśli o odwecie za Sadowę[4], tym bardziej o odzyskaniu utraconego w r. 1866, jak się teraz okazało utraconego bezpowrotnie, stanowiska. To zrozumiano nawet w Burgu wiedeńskim i zrozumiano płynące ze zmienionego położenia konsekwencje.

Po raz pierwszy zarysowała się wyraźnie kwestia dalszego istnienia Austrii. Polityka zagraniczna Austrii miała do wyboru dwie drogi: albo zrzekając się samodzielnej inicjatywy, utrzymywać, w oczekiwaniu jakiejś zmiany pomyślniej w stosunkach zewnętrznych, możliwie dobre stosunki z groźnymi sąsiadami i przedłużać istnienie monarchii; albo, za pomocą śmiałego i zręcznego postępowania, w po-rozumieniu z jednym ze współzawodników zwrócić się przeciw drugiemu. W tym drugim wypadku były znów do wyboru dwie kombinacje. Austria mogła wystąpić w porozumieniu z Rosją przeciw Niemcom, lub z Niemcami przeciw Rosji.

Ta druga kombinacja wydawała się dla monarchii habsburskiej odpowiedniejszą i do prowadzenia łatwiejszą.

Nie mogło ulegać wątpliwości, że znakomity mąż stanu, który w listopadzie 1871 r. ujął ster polityki zagranicznej monarchii austriacko-węgierskiej tę drugą kombinację wy- bierze. temperament polityczny nie pozwalał hr. Andrassemu godzić się na politykę biernego wyczekiwania. Oświadczył się on za polityką czynu i śmiałej inicjatywy i z dwóch kombinacji, które się wówczas przedstawiały, wybrał dążenie do oparcia się na cesarstwie niemieckim w działaniu przeciw Rosji.

Gorący patriota węgierski widział jasno niebezpieczeństwo, grożące jego narodowi ze strony Rosji. Szczery zwolennik unii austriacko-węgierskiej był przekonany, że to niebezpieczeństwo istnieniu całej monarchii habsburskiej zagraża. Rozumiał, że najlepszym środkiem odparcia zagrażającego Austrii ze wschodu niebezpieczeństwa jest odważne zaszachowanie Rosji na gruncie sprawy polskiej i miał nadzieję jeżeli nie pozyskania w Berlinie poparcia dla swych planów, to zapewnienia neutralności wobec nich.

Kombinacja hr. Andrassego miała za sobą bardzo poważne czynniki: interesy i uczucia – których w polityce lekceważyć nie można – Węgrów i Polaków i sympatie silnych wówczas liberalnych Niemców austriackich. Przeciw niej były tylko świeże przykre wspomnienia i uprzedzenia na dworze wiedeńskim. Ogłoszona przez przeciwników Andrassego korespondencja posła tureckiego w Wiedniu Halila-beja z wielkim wezyrem Alim-baszą daje dokładne pojęcie o planach węgierskiego męża stanu, kiedy nie był jeszcze kanclerzem. Mówił on z ambasadorem tureckim o konieczności wojny z Rosją w porozumieniu z Niemcami, o podniesieniu sprawy polskiej, ażeby na jej gruncie osłabić Rosję i zabezpieczyć byt Turcji. Do polityków polskich, jak opowiada p. Koźmian, mówił niejednokrotnie: „Wydatki na wojsko -to rzecz główna, Polacy przed innymi powinni je popierać, bo za dwa, najdalej za trzy lata wielka wojna o wszystkim rozstrzygnięte

Zostawszy kanclerzem, hr. Andrassy przystąpił natychmiast do wprowadzenia w życie swych planów. Pierwszym krokiem musiało być pogodzenie dworu wiedeńskiego z berlińskim. Ńa usilne nalegania kanclerza, cesarz Franciszek Józef, składając w ofierze obrażone swe uczucia i miłość własną, zgodził się pojechać w r. 1872 do Berlina.

W swej śmiałej koncepcji politycznej Andrassy nie liczył się z takimi czynnikami, jak tradycje dynastyczne, jak sympatie i uprzedzenia sfer dworskich. Te czynniki jednak okazały się silniejszymi niż interes monarchii, niż perspektywa, niewątpliwie ryzykowna, przywrócenia jej potęgi i sławy. Wizyta Franciszka Józefa w Berlinie zamieniła się, niespodziewanie dla kanclerza austriacko-węgierskiego, w zjazd trzech cesarzy. Zamiast porozumienia z Niemcami przeciw Rosji stanął związek trój cesarski, odświeżona kopia świętego przymierza. Ten związek odpowiadał najlepiej interesowi Niemiec, którym chodziło przede wszystkim o utrwalenie swej nowowzniesionej potęgi, odpowiadał interesowi Rosji, która w ten sposób zabezpieczała sobie swobodę działania w sprawie wschodniej. Przyszłość natomiast okazała, że był szkodliwym dla Austrii; bezpośrednio zaś zjazd trzech cesarzy zagroził interesom narodowym Madziarów. Polityka zagraniczna Austrii przybrała kierunek wręcz przeciwny temu, który chciał jej nadać Andrassy. Zrywała stanowczo z dążeniem do podniesienia sprawy polskiej przeciw Rosji, owszem zwracała się w porozumieniu z nią ku półwyspowi bałkańskiemu, tam szukając nabytków, które by choć w części wynagrodziły monarchii habsburskiej poniesione straty.

Andrassy, widząc upadek swoich szeroko zakreślonych planów, chciał z razu ustąpić, ale sprzeciwili się temu jego rodacy. Pozostał więc u steru polityki zagranicznej, ażeby płynąć z prądem i o ile możności powstrzymywać go i opanowywać. Węgry były wówczas za słabe, ażeby przeciw polityce zagranicznej korony wystąpić, tym bardziej, że nie mogły liczyć na energiczni poparcie oporu przez Polaków i liberalnych Niemców. Bodaj, że od tej chwili datuje się w postępowaniu hr. Andrassego pewna niechęć, raczej pewien żal do Polaków.

Zaczęła się „wielka gra” pomiędzy polityką korony i polityką narodową węgierską, gra ukryta, którą hr. Andrassy bardzo zręcznie poprowadził. W szczegóły tej kampanii ciekawej wchodzić nie będziemy, zaznaczymy tylko, że kanclerz austriacko-węgierski, działając pozornie w myśl życzeń korony, wytrwale i szczęśliwie bronił interesów swej ojczyzny. Polityka zagraniczna monarchii habsburskiej poszła wprawdzie w nadanym jej kierunku i nie udało się jej zwrócić z tej linii, chociaż w lecie 1877 r. śmiałem wystąpieniem przeciw Rosji Austria mogła była odegrać decydującą rolę i odzyskać dawną potęgę. Były nawet próby wciągnięcia jej w hazard i bodaj, że hr. Andrassy dobrze o tych próbach wiedział. Ale ani zamierzona wyprawa ochotników madziarskich (szeklerów) do Rumunii, ani projektowana w związku z nią akcja polska, w której przygotowaniach brał pewien udział książę Adam Sapieha, nie doszły do skutku. Cała akcja była nieudolnie przygotowana i ówcześni politycy polscy w Galicji nie tylko jej nie popierali, ale nawet byli jej przeciwni. Ta mało znana jeszcze i niewyjaśniona historia tłumaczy również niechęć czy żal hr. Andrassego do Polaków.

On, jako Madziar, zrobił co mógł zrobić dla zabezpieczenia interesów swego narodu. Polityka zagraniczna monarchii habsburskiej z dążeniem do częściowego rozbioru Turcji, w porozumieniu lub nawet w sojuszu z Rosją, była dla interesów węgierskich szkodliwą. Otóż Andrassemu udało się przynajmniej szkodliwość jej dla Węgier osłabić. Nie dopuścił Austrii do wspólnego działania z Rosją, pomimo pewnych zobowiązań pomiędzy cesarzem Franciszkiem Józefem i Aleksandrem II, polityce neutralności nadał poniekąd wrogi planom Rosji charakter i chociaż zgodzić się musiał na okupację Bośni i Hercegowiny, dokonał jej w takich warunkach, że fakt ten stał się właściwie nowym źródłem antagonizmu austriacko-rosyjskiego. W dalszej konsekwencji nastąpiło zerwanie związku cesarskiego i zawarcie trójprzymierza.

Po doprowadzeniu do skutku tej kombinacji Andrassy ustąpił. Sojusz z cesarstwem niemieckim, odporny, a więc bierny nie czynny, jak trafnie powiedziano, był zerwaniem z przeszłością monarchii habsburskiej, a nie wytwarzał dla niej przyszłości. Natomiast zabezpieczał tymczasowo interesy narodowe Węgier, którym polityka korony i kół dworsko- wojskowych, polityka wspólnego działania z Rosją na półwyspie bałkańskim poważnie zagroziła.

Myślą polityczną hr. Andrassego była walka z panslawizmem i Rosją na gruncie sprawy polskiej w przymierzu z cesarstwem niemieckim. Tej myśli, którą podzielali ówcześni politycy polscy, polityka zagraniczna Austrii musiała się sprzeniewierzyć, dokładniej musiała jej zaniechać. Wola korony i potężne wpływy nadały jej, właściwie nadać chciały, inny kierunek. Ale i w tym kierunku rozwinąć swych dążeń nie mogła wskutek zręcznego przeciwdziałania polityki narodowej węgierskiej. Jedynym pozytywnym rezultatem tej polityki było zajęcie Bośni i Hercegowiny raczej dla zadowolenia monarchy, niż dla pożytku monarchii, a bodaj nawet na jej szkodę.

Polityka zagraniczna Austrii w całym tym okresie czasu i później była słabą, niezdecydowaną, nie mającą przed sobą wyraźnych zadań, ani przewodniej myśli. Była to polityka państwa rezygnującego z roli wielkiego mocarstwa, ale niezdolnego ani przyznać się otwarcie do tej rezygnacji, ani wydobyć się ze swego położenia śmiałym i energicznym wysiłkiem. Podjęciu takiego wysiłku niejednokrotnie sprzyjał, a nawet zachęcał do niego pomyślny układ warunków zewnętrznych. Brakowało jednak w tych sferach, które polityce państwa nadają kierunek i zakreślają cele – nie tylko energii, ale i jasnego zrozumienia zadań monarchii austriackiej. Wymownie ostrzegał w r. 1878 Dunajewski, że „wielkie państwo a polityka mała i zaściankowa – to sprzeczności, które nigdy, przynajmniej trwale i na długo zgodzić się nie dadzą. Nie samym chlebem żyje człowiek, a nie samą skromną wewnętrzną domową pracą żyją wielkie państwa”. Już wówczas przewidywał, że rozwojowi wewnętrznemu państwa nie wyjdzie na pożytek, a gdyby tej monarchii tak wielkiej zakreślić na długo takie ciasne koło drobnych zadań i celów”.

W pamiętnej swej mowie, wygłoszonej w delegacjach, Dunajewski zaznaczył, że Austria nie może mieć rękojmi pokoju, a nawet bezpiecznego istnienia, dopóki „dążności prawosławno-panslawistyczne, monarchii a nawet równowadze europejskiej niebezpieczne, nie będą wzdłuż całej północno-wschodniej granicy poskromione i ujęte w karby”.

W polityce zagranicznej Austrii były takie lucida intervalla[5], kiedy sfery, decydujące o jej kierunku i zadaniach, zdawały sobie sprawę z niebezpieczeństwa, grożącego ze strony Rosji. Sojusz z Niemcami, który się później przekształcił w trój przymierze, miał temu niebezpieczeństwu zapobiegać w stosunkach zewnętrznych. W stosunkach zaś wewnętrznych usiłowano przejednać Czechów i w ogóle Słowian, utrzymać w dobrem usposobieniu Polaków, a nawet powzięto niefortunną myśl wygrania przeciw Rosji narodowych dążeń Rusinów.

W trój przymierzu Austria nie mogła odegrać wybitnej roli. Zasłaniało ją ono od Rosji, ale nie pozwalało jej na rozwinięcie polityki czynnej ani na półwyspie bałkańskim, ani na gruncie polskim.

Od r. 1879 do 1897 antagonizm Austrii i Rosji przybierał kilkakrotnie charakter bardzo ostry z powodu spraw bałkańskich. Nie tylko mówiono o wojnie, lecz i poważnie gotowano się do niej. Ale nawet w takich chwilach, kiedy się zdawało, że wojna jest nieunikniona, nie myślano o podniesieniu sprawy polskiej. Historia polityki austriackiej i niemieckiej w epoce trój przymierza, które zresztą formalnie do dziś dnia istnieje, nie jest jeszcze dokładnie znana. Ale nie jest tajemnicą, że Niemcy sprzeciwiać się musiały podniesieniu sprawy polskiej. Gdyby więc Austria podnieść ją nawet chciała, musiałaby się była liczyć z wolą potężnego sprzymierzeńca i do niej stosować.

Andrassy w swych planach stoczenia stanowczej walki z Rosją na gruncie sprawy polskiej liczył pierwotnie na poparcie Francji i sojusz z Turcją, po roku zaś 1871 – jeżeli nie na przymierze z Niemcami, to na ich neutralność. Do neutralności zmuszałaby je obawa, że Francja, świeżo rozgromiona wprawdzie, ale pałająca wówczas żądzą odwetu, skorzystałaby ze sposobności powetowania swoich strat i pomszczenia swej hańby.

Dla Prus zresztą, które pomimo zwycięstwa nad Francją, nie były jeszcze zbyt pewne swego stanowiska w Niemczech, przymierze z Austrią było w r. 1872 pożądanym jako uznanie i utrwalenie tego stanowiska. W stronnictwach liberalnych niemieckich, na których rząd musiał się opierać, wojna z Rosją uchodziła wtedy za popularną. Wreszcie sprawa polska nie budziła jeszcze tych obaw, które później rozwój świadomości narodowej w ludności polskiej wywołał.

Plan Andrassego wciągnięcia Prus do walki z Rosją na gruncie sprawy polskiej był już w r. 1872 hazardownym, nawet trochę fantastycznym, ale nie był niemożliwym do przeprowadzenia.

Jednak i wówczas wołano w Berlinie zaproponowany przez Franciszka Józefa związek trójcesarski, niż przymierze z samą Austrią. Myśl tej kombinacji wyszła z Wiednia, ale w Berlinie i w Petersburgu z różnych względów skwapliwie ją przyjęto. Wśród tych różnych względów jeden był wspólny dla Prus i Rosji – obawa poruszenia sprawy polskiej.

W lecie i nawet w jesieni 1877 r. miała natomiast Austria niemal zupełną swobodę działania na gruncie sprawy polskiej. Mogła zwrócić się przeciw Rosji w warunkach tak dla swej polityki pomyślnych, jakich od dawna nie miała. Rosja pomimo wytężenia wszystkich sił bojowych nie mogła sobie poradzić z Turcją. Wyprowadziła na pole walki nawet gwardię. Królestwo i kraje zabrane były niemal ogołocone z wojska, nie starczyło go nawet na dostateczne zabezpieczenie Petersburga, wybrzeży bałtyckich i czarnomorskich. Zdaniem jednego z wybitniejszych pisarzy wojskowych rosyjskich, Antisarmaticusa, nawet powstanie w Królestwie, przy takim słabym poparciu z Galicji, jakie miało w r. 1863, byłoby dla Rosji strasznym ciosem. Kilka korpusów austriackich, szybko zmobilizowanych wystarczyłoby do zajęcia terytorium polskiego, zanim Rosja zdobyłaby się na przygotowanie odporu.

Ówczesny układ stosunków międzynarodowych wykluczał nawet konieczność dla Austrii oparcia się o Niemcy. Francja, już odrodzona militarnie po pogromie, a jeszcze wierna swej tradycji politycznej w sprawie wschodniej, trzymała je w szachu. Życzliwość Anglii zapewniała Austrii neutralność Włoch, a nawet na wypadek rozgorzenia wielkiej wojny europejskiej, czynne poparcie. Miała zresztą Austria do rozporządzenia przynajmniej połowę swoich sił wojskowych, drugą połową przy udziale ludności polskiej i w sojuszu z Turcją zgniotłaby Rosję.

Takiej sposobności do załatwienia sprawy z niebezpiecznym dla niej sąsiadem, nie miała Austria nawet podczas wojny krymskiej. Niestety, skorzystaniu z tej sposobności do podniesienia potęgi monarchii habsburskiej, do wyrównania fatalnych dla niej skutków „tak niecnego” i zwłaszcza „tak nierównego” podziału Polski stanęła na przeszkodzie naiwna, niemal chorobliwa żądza zdobycia Bośni i skłonności, uprzedzenia i tradycje sfer decydujących. Dla przełamania tych uprzedzeń i tradycji trzeba było śmiałej woli i śmiałej myśli, a tych nigdy w ostatnim stuleciu polityka zagraniczna Austrii nie miała. „Jak można żądać od Habsburga, żeby poszedł w ślady Wiktora Emanuela!” Nie tylko Wiktora Emanuela, ale nawet Hohenzollerna.

Rola Austrii w trójprzymierzu od samego początku była drugorzędną. Zabezpieczało ją ono od Rosji, ale w zamian uzależniało w polityce zagranicznej od Niemiec. Zajęcie Bośni dla zabezpieczenia Dalmacji, której – trzeba to podkreślić – nikt nie chciał i nie mógł zagrażać, nie tylko zaostrzyło stosunek Rosji do Austrii, ale tej ostatniej utrudniło, nawet uniemożliwiło skuteczne przeciwdziałanie intrygom i planom polityki rosyjskiej w Turcji. W tej stronie Austria była i jest niemal bezsilną z własnej winy, wskutek nierozważnej pożądliwości zaborczej, stojącej w poprzek dążeniom narodowym państewek i ludów bałkańskich. Obezwładniona na półwyspie bałkańskim nie mogła już po kongresie berlińskim i zawarciu trój przymierza zwalczać Rosji na gruncie sprawy polskiej, bo na to nie pozwalały jej Niemcy.

Jeżeli bowiem w r. 1872 obawa poruszenia sprawy polskiej mogła jeszcze równoważyć się w polityce pruskiej z dawnymi planami „wyrównania granicy wschodniej”, czyli po prostu przyłączenia do Prus części Królestwa, to po r. 1880, po walce kulturnej, po rozbudzeniu świadomości narodowej polskiej w Poznańskim, w Prusach Zachodnich, na Górnym Śląsku – obawa przeważała stanowczo szalę decyzji. I ta obawa rosła, w miarę wzrostu odporności polskiej wobec polityki germanizacyjnej rządu pruskiego. Bismarck, lepiej niż politycy austriaccy, rozumiał niemożliwość stoczenia stanowczej walki z Rosją bez poruszenia sprawy polskiej, ale zarazem rozumiał niebezpieczeństwo, jakim jej poruszenie groziło Prusom. Dlatego cofał się przed walką z Rosją, a obawiając się, że wypadki mogą uczynić starcie nieuniknionym, szukał sposobów zabezpieczenia Prus nie tylko na razie, ale i w dalszej przyszłości od następstw „wskrzeszenia polskiego trupa”. Edykty banicyjne i polityka kolonizacyjna w pierwotnym pomyśle Bismarcka miały właśnie znaczenie środków zapobiegawczych. Przecenił ich skuteczność, spodziewając się, że przyśpieszą proces germanizacji ziem polskich zaboru pruskiego, nie przewidział zgoła, że wzmocnią właśnie odporność narodową Polaków. Nie gardząc żadnym środkiem, próbował nawet za pomocą argumentów publicystycznych przekonywać Polaków, że powinni zrzec się uroczyście pretensji do ziem zaboru pruskiego i zwrócić swoje dążenia i ambicje narodowe ku Litwie i Rusi.

Przedstawiciele urzędowi polityki pruskiej niejednokrotnie zaznaczali, że wspólny interes obu państw w sprawie polskiej wiąże silnie Niemcy z Rosją pomimo wyraźnego antagonizmu w wielu innych sprawach. Polityka austriacka musiała się w sprawie polskiej do tego poglądu stosować. Snuła zapewne różne pomysły zużytkowania sprawy polskiej, zwłaszcza gdy antagonizm monarchii habsburskiej z Rosją przybierał charakter ostry, ale nie mogła wskutek swej zależności od polityki Niemiec wprowadzać tych pomysłów w życie.

Ostatni raz możliwość poruszenia sprawy polskiej, jako czynnika decydującego w walce Niemiec i Austrii z Rosją, ujawniła się w usiłowaniach cesarza Wilhelma II zjednania sobie Polaków i w niefortunnej próbie utworzenia partii ugodowej polskiej w zaborze pruskim. Wiadomo, jak się ta próba skończyła.

Polityka polska Austrii w okresie trwania trój przymierza nie opierała się na żadnej wielkiej kombinacji, chociażby takiej, jak plany Andrassego. Wróciła ona raczej w tej dobie do dawnych tradycji, próbowała używać sprawy polskiej dla przysporzenia kłopotów i trudności sąsiadowi.

Ale i w tych usiłowaniach niewiele dokonać mogła wskutek zasadniczej zmiany w polityce wewnętrznej narodu polskiego. Usposobienie społeczeństwa polskiego zarówno w zaborze rosyjskim, jak w Galicji, nie sprzyjało wytworzeniu jakieś akcji spiskowej, która by rząd rosyjski poważnie zaniepokoiła. Były próby wywołania takiej akcji przy niewątpliwym udziale agentów austriackich, ale nie miały powodzenia. Po za tym Austria mogła liczyć na sympatie ludności polskiej, zarówno w Galicji, jak w zaborze rosyjskim i o utrzymanie tych sympatii dbała.

W celu przysporzenia kłopotów Rosji sztucznie rozbudzono i przygotowano w Galicji, przy współudziale polityków polskich, ruch narodowy rusiński. Podniecono nawet ten ruch fantastycznymi planami i bodaj liczono się poważnie, co dowodziłoby niezwykłej naiwności, z możliwością utworzenia ukraińskiego „Zwischenstaatu”[6] pod protektoratem Austrii. Ale i tego ruchu ukraińsko-ruskiego nie umiano wyzyskać jako narzędzia, jeżeli nie do walki z Rosją, to do jej zaniepokojenia.

Projektów, dotyczących sprawy polskiej, było w ogóle dużo, ale wszystkie one miały raczej publicystyczny niż polityczny charakter i dlatego mówić tu o nich nie będziemy.

Polityka zagraniczna Austrii nie ma dziś żadnych określonych planów w sprawie polskiej, żadnej kombinacji, do której przeprowadzenia dążyłaby. Pozwalamy sobie powiedzieć stanowczo, że nie ma, bo chociaż ta polityka okrywa swe czynności i zamiary tajemnicą, wiemy, że zarówno ze względu na stanowisko monarchii habsburskiej wobec Niemiec i Rosji, jak również ze względu na jej rozwój wewnętrzny i na obecny układ stosunków międzypaństwowych, żadnych planów realnych mieć nie może.

To, co zdaniem Dunajewskiego w r. 1878 „nie byłoby dobrem, a z pewnością nie byłoby możebnym dla wielkiego państwa”, stało się w dwadzieścia pięć lat później pożałowania godnym faktem. Nie tyle wskutek niepomyślnych wypadków, ile wskutek własnych błędów Austria zrzec się musiała śmiałych dążeń i zadowolić się w polityce zagranicznej troską o utrzymanie swego bytu. Od roku 1897 waha się jej polityka między Niemcami i Rosją. Kierownicy tej polityki przekonali się, że zależność od Niemiec nie ułatwia bynajmniej Austrii zadań jej na półwyspie bałkańskim, a skazuje ją na bezcelowe współzawodnictwo z Rosją. Bezcelowe, bo tylko przeniesienie tego współzawodnictwa na grunt sprawy polskiej, do czego dzisiejsza polityka zagraniczna Austrii nie jest zdolną, mogłoby mu dać ideę i podstawę. Austria, od zaznaczonej wyżej daty, zaczęła się więc zbliżać do Rosji, może łudzona znów nadzieją, że to porozumienie się pozwoli jej uzupełnić zajęcie Rośni i Hercegowiny nowym aneksem. Ta pożądliwość, która zapala rumieńce na zwiędłych policzkach i blaski w wyblakłych oczach, wytwarza czasem złudzenie, że polityka zagraniczna Austrii zdolną jest dziś do roli czynnej, że nie tylko troska o utrzymanie bytu państwa jest jej zadaniem.

Ale kiedy już chodzi tylko o utrzymanie bytu, łatwiej go zabezpieczyć i utrwalić śmiałą, nawet ryzykowną decyzją, wysiłkiem energii, niż małodusznym zrzekaniem się swych zadań i szukaniem ocalenia dla siebie we współzawodnictwie przeciwników lub ich wspaniałomyślności, w marnej nadziei, jaką żywiła Polska w XVIII wieku, że sprzeczne interesy „aliantów” są najpewniejszą rękojmią jej istnienia. Sprawa polska, której Austria podjąć nie umiała i nie chciała w czasie właściwym, a dziś bodaj czy jest jeszcze zdolna ją podjąć, może w zmienionych warunkach przeciw niej się zwrócić. Do gdyby polityka Rosji kiedykolwiek użyć jej chciała przeciw Niemcom i Austrii, stałaby się ona w jej ręku bardzo niebezpiecznym dla tych państw orężem.

Dopóki polityka zagraniczna monarchii austriacko-węgierskiej jest wyłączną prerogatywą jednego czynnika, tylko zmiana tego decydującego czynnika może zmianę jej kierunku i charakteru wywołać. A dopóki wpływ przeważny na tę politykę mają sfery, w których tradycje przerodziły się w szkodliwe nałogi lub uparte uprzedzenia, nie można myśleć, ażeby stała się ona zdolną do śmiałej inicjatywy, do jasnego zrozumienia interesów państwa i jego zadań zewnętrznych.

Jak już wszakże widzieliśmy, polityka narodowa węgierska wywarła wpływ dość znaczny na politykę zagraniczną monarchii. Był to wpływ przeważnie, niemal wyłącznie negatywny, ale w innych okolicznościach mógłby być pozytywnym. My Polacy nie mieliśmy takiego nawet wpływu na politykę zagraniczną Austrii, a mieć go powinniśmy z tego względu, że zarówno nasz jak i Madziarów interes narodowy w wielu i najważniejszych tej polityki zadaniach jest równoznaczny z interesem monarchii habsburskiej. Oparcie polityki zagranicznej Austrii na tych interesach narodowych, które są równoznaczne lub ściśle związane z interesami monarchii, nadać może jedynie tej polityce śmiałość i konsekwencję, których w ostatniej epoce nigdy nie miała.

Powiedzieliśmy już, że w tych sferach, których wyłącznym przywilejem jest nadawanie kierunku polityce zagranicznej państwa, nie ma świadomego uznania zaznaczonej wyżej łączności tych interesów. To było przyczyną najniebezpieczniejszych zboczeń, najważniejszych błędów polityki polskiej Austrii. I nie ma pewności poprawienia tych błędów lub uniknięcia ich w przyszłości, dopóki to uznanie będzie zależnym od przypadku, od poglądów lub sympatii osobistych.

Polityka Polaków galicyjskich była konsekwentną w dążeniu do zdobycia tego uznania w sprawach decydujących, tak konsekwentną, że dla osiągnięcia głównego swego celu składała nieraz w ofierze bardzo ważne interesy kraju. Osiągnęła jednak tylko uznanie platoniczne tych sfer, ale nie wytworzyła w nich świadomego przekonania, z którego rodzi się inicjatywa, która prowadzi do czynu. Trzeba więc szukać innej, pewniejszej drogi, a znaleźć ją można tylko w takiej zmianie ustroju prawno-państwowego, która by narodom, solidaryzującym swe odrębne interesy z interesami monarchii i dynastii, zabezpieczyła wpływ odpowiedni na politykę zagraniczną i pozwoliła zakreślić jej kierunek i zadania.

Przegląd Wszechpolski, 1903


Tekst został opublikowany także w książce Jan Ludwik Popławski - Pisma polityczne


[1] „Monarchia Habsburgów i wojna wschodnia 1877-1878 r”
[2] Fredrich von Beust (1809-1886) – saski I austriacki polityk. Minister Spraw Zagranicznych a potem premier Królestwa Saksonii. Od 1886 roku minister spraw zagranicznych Cesarstwa Austriackiego potem zaś Monarchii Austro-Węgierskiej do roku 1871.
[3] Burg – dosłownie ‘zamek’ lub ‘pałac’. Nawiązanie do Hofburgu – rezydencji władców Austrii od czasów Rudolfa I Habsburga aż do upadku monarchii.
[4] Bitwa pod Sadową – bitwa pomiędzy siłami Pruskimi a Austrią podczas wojny prusko-austriackiej w 1866. Bitwa zakończyła się klęską sił austriackich i doprowadziła do podpisania niekorzystnego dla Austrii pokoju w Pradze, zapewniającego hegemonię w Związku Niemieckim Prusom, co z kolei doprowadziło pośrednio do zjednoczenia kraju i proklamowania Cesarstwa Niemieckiego w 1871.
[5] lucida intervalla [łac] ‘jasne przerwy’ – określenie medyczne określające chwilową poprawę stanu pacjenta po urazie mózgu, po którym jednak następuje ponowne pogorszenie jego stanu.
[6] Zwischenstaat (niem.) ‘państwo buforowe’

Inne publikacje autora Wszystkie artykuły