Jan Ludwik Popławski - Kryzys państwowy w Rosji a decentralizacja

Przesilenie wewnętrzne w państwie rosyjskim, bezpośrednio wywołane wojną na Dalekim Wschodzie, ale będące wynikiem różnorodnych przyczyn, które spowodowały zupełną dezorganizację polityczną i społeczną – krystalizuje się coraz wyraźniej w dążenie do zasadniczej zmiany ustroju państwowego. To dążenie stało się niemal Powszechnym, ale tylko – zaznaczamy to z naciskiem – w inteligentnych warstwach społeczeństwa rosyjskiego. Jakkolwiek bowiem rząd, w stosunku swym do społeczeństwa, liczy się bodaj więcej z żywiołowym niezadowoleniem, nurtującym wśród ludu i wyrażającym się w protestach i buntach oraz w groźnym dla przyszłości narodu i państwa rozprężeniu wszelkich więzów społecznych i moralnych, to jednak doniosłość polityczną ma jedynie świadome i celowe dążenie żywiołów opozycyjnych do przekształcenia ustroju państwa w duchu liberalno-konstytucyjnym. Niezadowolenie żywiołowe ludu daje temu dążeniu mocną podstawę, zwłaszcza wobec rządu, ale nie jest zdolne przeobrazić się samo w poważny, masowy ruch polityczny i mogłoby raczej w pewnych warunkach wybuchnąć krwawym buntem.

Mówiąc więc o możliwości zmian politycznych w Rosji, liczyć się musimy jedynie z dążeniami inteligencji rosyjskiej, z jej poglądami i usposobieniem. Zarazem, zaznaczając powszechne niemal pragnienie wśród tej inteligencji radykalnej zmiany ustroju państwa, nie przesądzamy wcale kwestii możliwości czy nawet konieczności tej zmiany. Podkreślamy tylko fakt niespodziewanej powszechności tego dążenia i jego intensywności. Niewątpliwie ta powszechność i wykazana dotychczas intensywność ruchu nie wystarczają jeszcze do obalenia istniejących form ustroju państwowego i zaprowadzenia nowych, do zniewolenia rządu do reform liberalno-konstytucyjnych. Rząd może szukać innych sposobów wyjścia z trudnej sytuacji i zażegnania przesilenia za pomocą reform częściowych. Mógłby nawet zdobyć się na energię i stłumić bezwzględnie budzący się ruch opozycyjny. Istniejący obecnie rozstrój stać się może nawet stanem normalnym państwa rosyjskiego. Żyją przecie w takim rozstroju setki lat państwa wschodnie z pozorami organizacji europejskiej, jak np. Turcja. Nie wyłączamy wreszcie i takiego przebiegu obecnego przesilenia w Rosji, który by państwo carów do jakiejś strasznej, gwałtownej katastrofy doprowadził, bądź przewrotowej, bądź nawet takiej, w której rząd mógłby, jak to niektórzy przewidują, rzucić ciemne i uległe mu masy ludu na inteligencję, na „Japończyków wewnętrznych”, czym grozi opozycji od czasu do czasu prasa reakcyjna.

Znacznie prawdopodobniejszą wydaje się wszakże ta ewentualność, że Rosja wstąpi na drogę reform konstytucyjnych. Sam rząd możliwość tego obrotu sprawy ułatwił, pozwalając rozwinąć się i ujawnić ruchowi opozycyjnemu. Surowe tłumienie tego ruchu, chociażby nie doprowadziło do katastrofy rewolucyjnej, zwiększyłoby już obecnie rozstrój państwowy i społeczny. Rząd zajął stanowisko, z którego odwrót jest wprawdzie możliwym, ale staje się coraz trudniejszym i niebezpieczniejszym, bo rozbudzone a następnie brutalnie zgnębione nadzieje i oczekiwania wzmocniłyby tylko istniejące w społeczeństwie rosyjskim fermenty niezadowolenia i rozstroju.

Powinniśmy więc w naszych rachubach i przewidywaniach politycznych uwzględniać wzrastające prawdopodobieństwo poważnych zmian w ustroju państwa rosyjskiego. Odgadywanie szczegółowe rodzaju i zakresu tych zmian i stosowanie swego postępowania do nich byłoby dziś targowaniem skóry na niedźwiedziu. Ale można i trzeba uświadamiać sobie, w jakim kierunku i w jakim duchu dążenia opozycyjne inteligencji rosyjskiej się rozwijają, do jakiego zmierza ona, w najogólniejszym zarysie, ustroju państwowego, jak sobie ten ustrój przedstawia.

Sposób myślenia inteligencji rosyjskiej, bez względu na daleko nawet idące różnice przekonań, jest na ogół radykalno-racjonalistyczny. Myśl polityczna rosyjska, pomimo pozorów oryginalności, operuje szablonami pojęć zachodnio-europejskich, nawet wtedy, gdy się samoistną (samobytnaja) nazywa. W Europie wszakże te szablony polityczne nie są wyłącznie wytworem doktryn racjonalnych, zazwyczaj są one uproszczonym, schematycznym uogólnieniem doświadczeń historycznych, rzeczywistego rozwoju stosunków politycznych i społecznych. Inteligencja rosyjska, z właściwą jej dumą i z nieraz zaznaczaną „prostolinijnością” myślenia, skłonna jest te szablony europejskie dostosować do warunków i objawów życia zgoła odmiennych. Po prostu bardzo często nie zdaje sobie sprawy z różnicy tych warunków i uważa ją np. za ilościową, gdy najwyraźniej jest ona jakościową. Organiczny, historyczno-przyrodniczy pogląd na stosunki polityczno-społeczne jest zupełnie dla umysłowości rosyjskiej niedostępny, zwłaszcza w kołach liberalno-postępowych uważany jest za równoznaczny z wstecznictwem.

Ten rys znamienny umysłowości rosyjskiej stoi w ścisłym związku z tradycją państwa i historią narodu rosyjskiego. Państwa europejskie, nawet te, które nam dziś się wydają narodowo jednolitymi, są właściwie konglomeratem różnorodnych części składowych, mających niegdyś bardzo wybitną odrębność rasową, kulturalną, państwową, religijną itd.  Te odrębności z biegiem czasu pod działaniem współżycia w jednym państwie, pod jedną dynastią, wspólnych interesów, wspólnych wspomnień bolesnych lub chlubnych, wytworzyły jednolite organizmy narodowe, albo nawet dotychczas przetrwały, gdzie różnice były zbyt wielkie a łączność duchowa okazała się za słabą. W powstawaniu państw europejskich okoliczności przypadkowe, jak związki dynastyczne, podboje i t. p. większą odgrywały rolę, niż czynniki przyrodzone, jak wspólność pochodzenia, języki i wspólność interesów. Tę ostatnią trzeba było wytwarzać lub przynajmniej wzmacniać. A że wszystkie niemal współczesne państwa – Francja, Anglia, Prusy, Austria, Hiszpania powstawały koło niewielkich i słabych ośrodków, wspólność interesu państwowego w różnorodnych ich częściach trzeba było wytwarzać lub przypadkowo podbojem czy związkiem małżeńskim wytworzoną utrwalać drogą wzajemnych umów, kompromisów, poszanowania odrębnych praw i zwyczajów, odrębnej kultury, języka itd.

W długim procesie historycznym wyrabiała się jedność narodowa i państwowa, zmieniały się granice, odrywały się lub przyłączały prowincję, rozpadały się lub powstawały nowe państwa. Ten proces organizowania się trwałych państw narodowych lub federacyjnych jeszcze się nie zakończył, ale już się bardzo wyraźnie zarysował.

W państwie rosyjskim zaczynają się dopiero wytwarzać stosunki, które w Europie już się skrystalizowały, a nawet w wielu państwach już dobiegają kresu swej ewolucji. Na wielkiej równinie wschodnio-europejskiej, jak świadczy historia, łatwo powstają, ale i rozpadają się formacje państwowe i narodowe. Państwo moskiewskie, a później rosyjskie inaczej rosło i rozwijało się, niż państwa europejskie. Prawie do końca XVII wieku „rozszerzało się” na ogromne obszary, niemal bez walk i trudów. Wchłaniało przeważnie drobne plemiona nie mające wybitnej indywidualności kulturalnej i bodaj rasowej, ani tradycji historycznych, ani nawet wyraźnej odrębności terytorialnej. W północnych lasach, na stepach południa i wschodu, gdzie dziś wznoszą się wielkie i ludne miasta, stosunkowo niedawno jeszcze siedziały drobnymi gromadkami lub koczowały plemiona fińskie, turecko – tatarskie i różne mieszaniny wszelakich ras, które niegdyś te obszary zajmowały. Dopiero właściwie w XVIII wieku, w wojnach ze Szwecją i Polską, Rosja zaczyna na sposób europejski zdobywać kraje, mające własną indywidualność i własną kulturę.

Rzecz jasna, że państwo, które w taki sposób rozszerzało się, nie miało potrzeby, ani nawet możności rachowania się z odrębną indywidualnością podbijanych, a raczej zabieranych plemion, bo ta indywidualność była bardzo słabą Pozostawiono im zresztą ich urządzenia i zwyczaje. Z Wotiakami, z Baszkirami, z Mordwinami, Czeremisami, Czuwaszami, Tatarami, nie trzeba było ani walk długich staczać, ani zawierać kompromisów, żeby ich dla państwa pozyskać. Te plemiona nie miały właściwie nawet swoich terytoriów, bo pomiędzy ich siedzibami i koczowiskami leżały puste obszary, które stopniowo zajmowała kolonizacja rosyjska. Państwo się rozszerzało bez przeszkód na wielkie terytoria, a naród się po nich rozłaził raczej, niż rozsiedlał.

I warunki historyczne, i warunki przyrodzone sprzyjały więc wytworzeniu centralizmu rosyjskiego. Ten centralizm pierwotny na modłę azjatycką był konieczną, jedynie możliwą formą ustroju państwowego dla Rosji. Dopiero przyłączenie prowincji nadbałtyckich, Finlandii, ziem polskich, wreszcie Gruzji i w ogóle Kaukazu, wytworzyło nowy stosunek państwa do krajów podbitych, stosunek, do którego dotychczasowe normy postępowania nie pasowały.

Te kraje podbite miały wybitną indywidualność narodową, tradycje własne, państwowe lub autonomiczne, odrębną organizację społeczną, odrębną a na ogół znacznie wyższą od narodu rosyjskiego kulturę. Niemożliwym wprost było zastosowanie do nich pierwotnego centralizmu rosyjskiego.

Zresztą i dla Rosji samej ten centralizm pierwotny, azjatycki był coraz mniej odpowiednim w miarę wzrostu ludności, postępów oświaty i kultury gospodarczej i w ogóle w miarę komplikowania się warunków życia. Od Piotra Wielkiego z moskiewskiego, na przykładach mongolsko-chińskich wzorowanego czynownictwa wytwarzać się zaczyna na modłę europejską a właściwie niemiecką organizowana biurokracja. Względy państwowe, a poniekąd dynastyczne wytwarzaniu się biurokracji sprzyjały. Jak każda organizacja, poza społeczeństwem istniejąca, była ona silnie centralistyczną. Zresztą centralistycznym był i pozostał ustrój państwowy. Nie mógł być zresztą innym, bo w społeczeństwie rosyjskim nie było żywiołów, które by się kwalifikowały do udziału w rządzeniu państwem. I nie było potrzeby powoływania społeczeństwa do samorządu, warunki życia bowiem, chociaż się powoli zmieniały, były wciąż jeszcze proste, pierwotne. Zresztą najkulturalniejszy względnie żywioł ziemiańsko-szlachecki miał interes własny w przekształceniu się w „stan służebny” słuziłoje sosłowje, zagarnął bowiem niemal całkowicie monopol godności i urzędów wojskowych i cywilnych.

Oparty na biurokracji centralizm obejmował powstające coraz to nowe sfery interesów państwowych i społecznych, rozrastał się i utrwalał. Zagarniać zaczął nawet te sfery stosunków, które dawniej z powodu swego charakteru patriarchalnego korzystały z pewnej niezależności od sfery państwowej. W imię interesu państwa i narodowości panującej, przede wszystkim zaś w interesie czynownictwa, coraz konsekwentniej i bezwzględniej zaczęto stosować system centralizacji i unifikacji do krajów podbitych, które z powodu wyższej kultury i wybitnej odrębności swych stosunków narodowych i społecznych miały do niedawna pewną autonomię prawno-polityczną lub przynajmniej administracyjną. W Polsce i na Litwie, w prowincjach nadbałtyckich, na Kaukazie pozostały tylko resztki okaleczone tych odrębnych instytucji, resztki, których utrzymanie do czasu okazało się koniecznym, ze względu na odmienne lub wyjątkowe polityczne warunki.

Nie trzeba dowodzić szczegółowo niedorzeczności, wręcz potworności stosowania systemu centralizacji i unifikacji państwowej do tzw. kresów, do krajów, mających zupełnie odmienny skład ludności, inną przeszłość, inny układ stosunków społecznych, inną kulturę i jej poziom, inne warunki przyrodzone. Tu chodziło, a raczej chodzi nie tylko o poszanowanie języka, o równouprawnienie narodowe i obywatelskie, ale w równej mierze o odrębność praw i instytucji, o możność wytwarzania odrębnego własnego ich typu, zastosowanego do warunków szczególnych, odpowiadającego szczególnym potrzebom. Nie mogą prawidłowo funkcjonować instytucje tego samego typu w Warszawie i Orenburgu, lub chociażby w Saratowie czy Charkowie, jak również w Helsingforsie lub Tyflisie, nie mogą, bo typ życia w najistotniejszych swych właściwościach jest zupełnie inny. Nie mogą te same ustawy normować stosunków politycznych, społecznych i gospodarczych ludności Królestwa i ludności guberni] nadwołżańskich lub podmoskiewskich, bo te stosunki są zupełnie różne, przedstawiają nie tylko różne stopnie, ale nawet różne typy rozwoju historycznego, utrwalone już w swej odrębności.

My Polacy to wszystko rozumiemy, chociaż niedostatecznie uświadamiamy sobie konieczność tej odrębności praw i instytucji. Natomiast w inteligencji rosyjskiej wskutek okoliczności wyżej zaznaczonych podobne poglądy nie mogły się wyrobić, nie mogły przeniknąć jej politycznego myślenia.

Jednakże i dla Rosji właściwej system centralizacji i unifikacji państwowej okazuje się już dziś nieodpowiednim. Ta szczególna synteza ducha azjatyckiego i niemieckiego z domieszką bizantynizmu, jedynego wybitnego wpływu kulturalnego w przeszłości Rosji, odpowiadała szczególnym warunkom historycznym powstania i rozwoju państwa carów. Jest ona wyrazem konkretnym tego dwuwiekowego procesu historycznego, którego istota na tym polega, że rządzący Rosją Niemcy z czynników azjatyckich wytwarzali państwo współczesne na wzór europejski. System centralizacji i unifikacji biurokratycznej był w Rosji koniecznością dziejową, nie było tam bowiem sił społecznych, zdolnych do wytworzenia samorządu, i nie było żadnej tego samorządu potrzeby, ani nawet warunków idealnych i materialnych, umożliwiających jego istnienie.

Te warunki jednak już się w pewnej mierze zmieniły lub zaczynają się zmieniać. System jednak pozostaje niewzruszony, bo dogadzał dotychczas interesom dynastii i potęgi zewnętrznej państwa i zespolił się ściśle z interesami warstwy rządzącej biurokracji. Jedynym w nim wyłomem, dokonanym 40 lat temu, było utworzenie instytucji samorządu lokalnego, ziemskiego i miejskiego. Znaczenie tych instytucji polegało nie tylko na dopuszczeniu, w skromnym zresztą zakresie, żywiołów społecznych do udziału w sprawach publicznych, ale i na wysunięciu interesów lokalnych, prowincjonalnych. Dalszy rozwój samorządu w obu tych kierunkach panująca biurokracja nie tylko powstrzymała, ale konsekwentnie dążyć zaczęła do zredukowania zakresu działalności instytucji samorządnych, a nawet do zupełnego ich zniesienia.

I byłoby to niewątpliwie nastąpiło, gdyby się nie zaczęło coraz jaśniej uwidoczniać, że centralizm biurokratyczny nie może już ogarnąć komplikujących się szybko funkcji życia publicznego, nie może podołać nawet dotychczasowym swoim zadaniom, a tym bardziej tym nowym, które rozwój stosunków społecznych i gospodarczych wciąż nasuwa.

System centralizacji i unifikacji państwowej staje się w Rosji, że tak powiem, niemożliwym fizycznie. Procesowi centralizacji ekonomicznej staje, jak wiadomo, na przeszkodzie, głównie ten wzgląd, że każde przedsiębiorstwo, czy to rolne, czy przemysłowe, czy handlowe, a nawet finansowe, może się rozszerzać tylko do pewnej granicy, po której przekroczenie przestaje opłacać się i prawidłowo funkcjonować. To samo stosuje się do związków państwowych. Doszli do tego już dawniej Chińczycy, którzy podzielili swoje olbrzymie państwo na 18 niemal samodzielnych prowincji, nie licząc krajów kresowych, po większej części luźnie tylko z państwem centralnym związanych.

Wszystkie wielkie państwa, mniej więcej odpowiadające obszarem lub zaludnieniem Rosji, są właściwie związkami państw. Takim związkiem, który się wytworzył drogą historycznego rozwoju, jest Anglia, takim również związkiem, ale nie mającym właściwie podstawy historycznej, są Stany Zjednoczone. Amerykanie, którzy bodaj pierwsi spostrzegli, że dążenie do centralizacji ekonomicznej nie może przekraczać pewnej granicy i ujęli ją praktycznie w formę związków, przedsiębiorstw, syndykatów i trustów, wcześniej już uświadomili sobie, że wielkie państwo może się rozwijać jedynie jako związek państw mniej lub więcej samodzielnych. Stany Zjednoczone podobnie jak Rosja rozwijały się za pomocą kolonizacji i zaboru słabo zaludnianych obszarów. Ale zmysł polityczny i tradycje rasy anglosaskiej uchroniły je od centralizmu. I tam na wielkich pustkach, na niezmierzonych stepach, nie było warunków przyrodzonych, sprzyjających wyodrębnieniu się skupień społecznych. I tam nie było żadnej tradycji odrębności państwowej, kulturalnej lub bodaj plemiennej. Ale tam państwo tworzyli ludzie, przeniknięci poczuciem wolności i niezależności. Dla każdego z nich dom jego był ojczyzną. Drogą naturalnego dążenia domy skupiały się w gminy, gminy w okręgi, okręgi w stany, tj. właściwie w państwa. Centralna władza państwowa, która powstała jak wszędzie pod naciskiem konieczności politycznej (walka o niepodległość), nie próbowała nawet przeciwdziałać układaniu się stosunków, nie tylko zgodnie z warunkami naturalnymi, ale i według norm, świadomie stosowanych. Granice Stanów, zwłaszcza nowo powstających, wykreślano zwykłe liniami prostymi, bo na pustych obszarach nie było żadnych granic naturalnych.

Niedawno w którymś z pism galicyjskich porównano Stany Zjednoczone z Rosją dla wykazania możliwości zaprowadzenia ustroju konstytucyjnego w wielkim, słabo zaludnionym państwie, którego części składowe różnią się wielce pod względem narodowym, kulturalnym i społeczno-gospodarczym. Otóż zaznaczyć trzeba, że wymienione wyżej różnice są w Stanach Zjednoczonych znacznie mniejsze niż w Rosji. Przeważający żywioł anglosaski góruje nad innymi liczbą, kulturą i dzielnością charakteru. Z wyjątkiem garści Indian i paru milionów Murzynów, nie ma właściwie w Stanach żywiołów pozbawionych kultury, a i ci Murzyni amerykańscy stoją znacznie wyżej od Czeremisów, Wotiaków, Kałmuków itp.

W ogólnych zarysach zresztą porównanie jest trafnym, ale z niego wynika, bodaj wbrew poglądom autora artykułu, że ustrój konstytucyjny jest możliwy w państwie rosyjskim, ale pod warunkiem, że będzie miał charakter decentralizacyjny i autonomiczny.

Rosja jest dziś po prostu terytorialnie za wielka i za ludna, żeby mogła być rządzona centralistycznie, zwłaszcza gdy w miarę komplikacji stosunków życiowych zakres działalności władz państwowych wzrastać musi.

Administracja każdej gałęzi służby publicznej staje się coraz bardziej zawikłaną i kosztowną, albo, zachowując pierwotną prostą formę, nie odpowiada swoim zadaniom. Kierownictwo władz centralnych, a nawet nadzór z ich strony stają się coraz bardziej fikcyjnymi. Wzrastająca rozmaitość warunków życia uniemożliwia obeznanie się z nimi i stosowanie do nich właściwych zarządzeń. System panujący, nie mogąc już sprostać swoim zadaniom, zaprowadza coraz bezwzględniej ujednostajnienie formalne działalności państwowej, ale wskutek tego coraz mniej odpowiada potrzebom realnym życia.

To życie jednak, chociaż jednostronnie, wciąż się rozwija, bo ze względu bodaj na potrzeby państwa nie można np. powstrzymywać postępu kultury technicznej i gospodarczej. Pomiędzy życiem realnym społeczeństwa a centralizmem biurokratycznym wytwarza się coraz głębszy przedział, pomiędzy ich dążeniami uwidacznia się coraz ostrzejsze przeciwieństwo.

Rozumniejsi biurokraci, rządzący Rosją, zdają sobie z tego sprawę i wysilają mózgi, ażeby wymyślić sposób zapobieżenia niedogodnościom istniejącego systemu bez jego zmiany. W sferze wyższej biurokracji, popularnym, poniekąd rewolucyjnym hasłem była jakiś czas decentralizacja, oryginalnie pojmowana jako rozszerzenie władzy gubernatorów i ustanowienie w calem państwie generał-gubernatorów. Biurokraci liberalni skłaniają się znowu do przekazania części władzy państwowej organom samorządu, tj. samemu społeczeństwu.

Ten środek, w szerokim zakresie zastosowany, dałby niewątpliwie wyniki dodatnie, ale niewiele by zmniejszył fatalne skutki systemu centralizacji biurokratycznej. Samorząd ziemski w naturalnym swym rozwoju prowadzić musi w Rosji do coraz większego wyodrębnienia tych przynajmniej interesów miejscowych, które w zakres jego wchodzą. Gubernia rosyjska – to nie okręg administracyjny, ale kraj cały, obszarem dorównywający nieraz średnim państwom. Jeżeli nie każdy taki kraj, to niewątpliwie większe terytoria, składające się z kilku guberni, dziś już wykazują znaczną odrębność warunków i interesów miejscowych. W dobie rozkwitu samorządu ziemskiego, w ostatnich latach panowania Aleksandra II, zaznaczyło się dosyć wyraźnie w petycjach podawanych do rządu i w prasie dążenie ziemstw do urządzania wspólnych zjazdów kilku sąsiednich guberni, dla narad nad sprawami, wspólnie obchodzącymi pewne terytoria. Jakkolwiek przedmiotem projektowanych narad miały być przeważnie kwestie niewinne, np. walka ze szkodnikami zbożowymi w południowych guberniach stepowych, rząd widział w tym dążeniu ziemstw do wspólnych narad i do tworzenia jakby przedstawicielstwa większych okręgów – niebezpieczeństwo polityczne. A przecie ziemstwa ówczesne nieświadomie weszły na najwłaściwszą drogę rozwoju politycznego Rosji. W tym samym czasie w kołach liberalnych cieszył się pewną popularnością projekt, którego rzecznikiem stał się znany Dragomanów, wtedy jeszcze profesor uniwersytetu kijowskiego. Według tego projektu Rosja miała być podzielona na 10 czy nawet 12 okręgów, z których każdy miałby odrębne instytucje autonomiczne i odrębne przedstawicielstwo, wysyłające delegatów do wspólnego sejmu państwowego. Słabą stroną tego projektu z naszego stanowiska było lekceważenie odrębności historycznej i kulturalnej, wskutek czego Królestwo i Litwa miały korzystać z takiego samego zakresu autonomii, jak gubernie nadwołżańskie lub czarnomorskie, a następnie dowolny, nakreślony z góry system federacji, która, jak wiadomo, powstać może ko na drodze powolnego, stopniowego rozwoju dziejowego. W ogóle atoli zwrot do ustroju, opartego na samorządnej, autonomicznej decentralizacji, przedstawiałby najracjonalniejszy i najłatwiejszy do przeprowadzenia system reformy ustroju prawno-państwowego Rosji.

Znakomity, dziś niemal zapomniany pisarz rosyjski, jednostronny wprawdzie ale obdarzony genialną intuicją obserwator, reasumując swoje wrażenia z podróży po tzw. NowoRosji (gubernie nad Morzem Czarnem) i po dorzeczu dolnego biegu Wołgi, z naciskiem zaznaczył, że jedność terytorialna i narodowa Rosji właściwej dziś nie istnieje, że ta Rosja składa się z wielu terytoriów mniej lub więcej odrębnych pod względem charakteru i pochodzenia ludności, układu stosunków społeczno-gospodarczych i warunków przyrodzonych.

Spostrzeżenie to wydać się może zrazu sprzecznym z tym, co mówiłem wyżej o nietrwałości wszelkich formacji narodowo terytorialnych i politycznych na wielkiej równinie wschodnio-europejskiej i o historii powstania i rozszerzania się państwa rosyjskiego. Sprzeczność ta wszakże jest pozorną. Kolonizacja, będąca głównym czynnikiem rozszerzania się państwa, różnymi posługiwała się żywiołami

i różne pochłaniała pierwiastki obco-plemienne, chociaż mające w swym charakterze dużo cech wspólnych. Weź my dla przykładu tzw. kraj kamsko-uralski i dorzecze dolnej Wołgi. Na obszary pierwszego już w XIII w., a nawet wcześniej idzie z Nowogrodu, do Wiatki i Permu, kolonizacja pierwotna kupców-awanturników, pomiędzy rozproszone po lasach, dzikie ale spokojne plemiona fińskie, żyjące z myślistwa i rolnictwa. Kilkaset lat trwa nad tym krajem nominalna władza, a dopiero w XVII wieku utrwala się tu panowanie Moskwy. Bogaci kupcy są tu jakby udzielnymi władcami, ich „drużyny” a nie carskie wojska podbijają Sybir. W sto lat później zaczyna się eksploatacja bogactw mineralnych kraju. Napływa kolonizacja z pod Moskwy, złożona głównie z robotników, do wydobywania rudy i wytapiania żelaza wprawionych. Rolnictwo w kraju północnym, mało urodzajnym, nie ma warunków rozwoju, nie ma więc prawie wcale większej własności ziemskiej. Rej wodzą bogaci kupcy i przemysłowcy i dają nawet początek magnackim, uhrabionym dziś i uksiążęconym rodom Demidowów, Strogonowów itp.

W dorzecze dolnej Wołgi idzie z różnorodnych złożona żywiołów rosyjsko-kozacko-tatarska „wolnica”, żyjąca z rozboju, i styka się z koczującymi, również z pasterstwa i rozboju żyjącymi, wojowniczymi plemionami, przeważnie turecko-tatarskimi lub mongolskimi. Do pustego a żyznego kraju chronią się prześladowani za wiarę „raskolnicy”[1], uciekający przed tyranią panów chłopi, zbiegli poddani. Jest to ważny gościniec handlowy, więc państwo wcześnie zwraca nań uwagę, buduje „ostrogi” (forteczki), zakłada miasta, rozdaj e ziemie i osadza na niej chłopów. Od Orenbuga ze wschodu, od południa przez Astrachań, odbywa się wciąż dopływ różnych żywiołów wschodnich. Ludność do swawoli przyzwyczajona kilkakrotnie wszczyna krwawe bunty, okrutnie stłumiane. Powoli kraj się cywilizuje, zaludnia przy udziale państwa, które popiera wydatnie kolonizację, sprowadza tysiącami kolonistów Niemców. Rozwija się rolnictwo i hodowla, żegluga i handel, nawet przemysł, powstają wielkie i bogate miasta, jak Samara, Saratów i inne.

Stepy nadwołżańskie i stepy czarnomorskie znajdują się w bardzo podobnych warunkach terytorialnych. I kolonizacja tzw. NowoRosji ten sam miała charakter, co kolonizacja dolnego dorzecza Wołgi. Na puste obszary, na „dzikie pola”, odebrane Tatarom, szła również „wolnica” niemal z tych samych co nadwołżańska złożona żywiołów, tylko z przewagą plemienną Rusinów i tylko znacznie później. I tu również, ze względu na znaczenie handlowe kraju, rząd forsował lub przynajmniej tolerował kolonizację, nie rosyjską wszakże, lecz przeważnie obcoplemienną, polską, serbsko-bułgarską, niemiecką, grecką, ormiańską, lewantyńską, wreszcie rumuńską a nawet żydowską. Odessa szybko wzrosła w wielkie ale obce miasto, które i dziś powierzchownie tylko jest rosyjskim. Ten kraj ma znowu odrębną od innych fizjonomię, tworzy jakby naturalne terytorium. Gubernie północne, centralne moskiewskie, dorzecza średniej Wołgi, małoruskie grupujące się koło Charkowa, tworzą znowu jakby samodzielne terytoria, chociaż nie posiadają może tak wybitnych cech odrębności, jak kraje wyżej scharakteryzowane.

Rzecz jasna, że te kraje nie dążą do utworzenia odrębnych jednostek państwowych i narodowych. Jest to niemożliwym wobec niwelującego różnice wpływu oświaty i w ogóle kultury, panującego języka rosyjskiego i religii prawosławnej, wspólności tradycji państwowych i narodowych i braku wybitnego przeciwieństwa interesów. Ale zachodzące między tymi terytoriami różnice warunków przyrodzonych, stosunków gospodarczych, kultury itd.  są już tak znaczne, że wymagają mniejszej lub większej odrębności urządzeń państwowych i społecznych.

Zapewnienie im pewnej odrębności, pewnej autonomii nie grozi jedności państwa i narodu. Nawet nadanie takiej autonomii guberniom, mającym ludność małoruską, nie wytworzy niebezpiecznego dla jego całości separatyzmu, tym- bardziej że rząd rosyjski, chociażby konstytucyjny, nie będzie z pewnością naśladował austriackiej polityki w Galicji.

Natomiast, naszym zdaniem, tylko taka decentralizacja umożliwiłaby oparcie na racjonalnych podstawach zasadniczej reformy ustroju państwowego Rosji. Centralistyczny konstytucjonalizm tak samo nie sprosta swoim zadaniom, jak nie może dziś im sprostać centralistyczny biurokratyzm, tak samo okaże się fizycznie niemożliwym. Trudno sobie wyobrazić przedstawicielstwo, dajmy na to tylko, po wyłączeniu posiadłości azjatyckich, 125 milionów ludności, przedstawicielstwo, wybrane na zasadzie nie powszechnego nawet, ale dosyć demokratycznego prawa głosowania. Przecie w tym parlamencie zasiadać by musiało tysiąc kilkuset posłów, lub gdyby ich liczba została do połowy zredukowaną, okręgi wyborcze miałyby po 200.000 ludności i czasem zajmowałyby po kilkaset mil kw. obszaru.

Członkowie parlamentu, w państwie tak wielkim i mającym tak różnorodne warunki, nie mogliby mieć należytej znajomości spraw i stosunków lokalnych, nie byliby zdolni do rzeczowej pracy i rzeczowej krytyki.

Centralistyczny konstytucjonalizm wyzwoliłby wprawdzie siły społeczne, ale nie mogąc ich zorganizować i skoordynować, wywołałby anarchię i bodaj rychlej doprowadziłby Rosję do tej katastrofy, do której musi ją w końcu doprowadzić centralistyczne – biurokratyczne samowładztwo. Ten drugi jednak system, wskutek właściwej mu inercji, może łatwiej przedłużać stan przesilenia wewnętrznego i odraczać katastrofę.

Piszemy te uwagi dla czytelników polskich, nie zaś rosyjskich, nie wyprowadzamy więc żadnych wniosków praktycznych, tym bardziej nie wyrażamy żadnych postulatów. My nic nie możemy zrobić dla zaprowadzenia decentralizacji autonomicznej w Rosji, ani dla zwrócenia myśli politycznej w tym kierunku, niemal zupełnie dla niej obcym. Powinniśmy więc tylko dobrze uświadamiać sobie konsekwencje, jakie mieć musi reforma ustroju państwowego w Rosji w duchu centralistycznym, i zrozumieć, że przy takiej reformie nie możemy myśleć o jakimś bodaj tymczasowym ale trwałem uregulowaniu stosunku naszego kraju i naszego narodu do państwa rosyjskiego.

Przegląd Wszechpolskie, 1904


Tekst został opublikowany także w książce Jan Ludwik Popławski - Pisma polityczne


[1] Raskolnicy – dosłownie rozmałowcy. Zwani także jako staroobrzędowcy. Przeciwnicy reform liturgicznych z lat 1652-1656 upodabniających obrzędy Rosyjskiej Cerkwii Prawosławnej do greckich.

Inne publikacje autora Wszystkie artykuły