Jan Ludwik Popławski - Dyskusja generalna

Niedawno „Dziennik poznański” z przekąsem zaznaczył, że „sympatie ugodowe w prasie rosyjskiej odnoszą się tylko do „generaliów, a skoro się zacznie dyskusja specjalna, wypada(?) ona zaraz z roli primirenia[1], skoro do frazesu o zaufaniu trzeba dodać coś realnego”.

Zdanie „Dziennika” jest słusznym, ale nie jest dość ściśle wyrażonym, bo właśnie tego, co się nazywa „dyskusją generalną”, mówiąc po polsku, rozprawą ogólną, zasadniczą, nie było dotychczas w sprawie stosunków polsko-rosyjskich, zwłaszcza stosunku narodowości polskiej do państwa rosyjskiego.

Dotychczas zarówno pisma rosyjskie niby to pojednawczo nastrojone, jak i polskie pisma ugodowe nie wychodziły ze sfery ogólników nie mających realnego znaczenia politycznego. Takie ogólniki, które dowolnie tłumaczyć można, wytwarzają wprawdzie pewien „nastrój”, nie dają jednak żadnej podstawy, do rzeczowego traktowania spraw szczegółowych, do „dyskusji specjalnej”, jak wyraża się „Dziennik poznański”. Tylko „dyskusja generalna” o zasadę polityczną może dać tę podstawę, tylko ona może rozstrzygnąć, czy kompromis w ogóle jest ze stanowiska obu stron pożądany i jakie być muszą jego warunki, jeżeli na pierwsze pytanie odpowiedź wypadnie twierdząco.

Właściwie, tylko stronnictwo patriotyczne rosyjskie, którego organami są „Swiet”, „Moskowskije Wiedomosti” itd. i stronnictwo narodowo – demokratyczne polskie wyjaśniły dostatecznie swoje stanowisko polityczne i dla tego stanowczo i zgodnie zaznaczają, że w obecnych warunkach kompromis między Polakami i państwem rosyjskim jest niemożliwym. Tę teoretyczną zgodność w danej sprawie „żywiołów nieprzejednanych” usiłują wyzyskać ugodowcy na korzyść swej polityki, wojując argumentem, że stronnictwo patriotyczne działa nieraz i mówi w myśl najzaciętszych wrogów naszej narodowości. Taki argument wywiera niewątpliwie wpływ na ludzi politycznie naiwnych lub umysłowo ograniczonych, ale dla tego właśnie wcale nie warto rozprawiać się z nim poważnie. Dla sprawienia przyjemności autorom insynuacji ugodowych dodamy nawet, chociaż wydać się to może umyślnym paradoksem, że w pewnych warunkach, których dziś zresztą nie ma, możliwym byłby kompromis praktyczny, ma się rozumieć w bardzo ograniczonym zakresie, między tymi ^żywiołami nieprzejednanymi”. W każdym razie byłby on teoretycznie łatwiejszym niż ten, o którym obecnie marzą ugodowcy, bo po obu stronach widzimy określone zasady i dążenia polityczne, a więc przynajmniej jakąś podstawę trwałą do umowy, czy ugody, gdyby kiedyś interes wzajemny postawił tę sprawę na porządek dzienny. Łatwo wyobrazić sobie np. takie położenie polityczne, jakie pozwoliłoby patriocie polskiemu, nie przeniewierzając się swoim zasadom, ani nawet przekonaniom, porozumiewać się z tego pokroju patriotą rosyjskim, jak np. Komar o w, o wspólną, dajmy na to, akcję przeciw Niemcom. I jeżeli były jakieś poważniejsze próby ze strony rosyjskiej szukania w pewnych, określonych warunkach kompromisu z Polakami, to zwykle właśnie podejmowały je te „nieprzejednane” żywioły rosyjskie. Naturalnie, próby te udać się nie mogły, bądź co bądź jednak większą wagę lub chociażby tylko powagę polityczną mają nieudane plany Aksakowa[2] w ostatnich latach jego życia, a nawet niefortunna podróż w tym celu p. Gringmuta[3] do Wiednia, niż konszachty pp. Piltza25 i Straszewicza z marnymi reporterami dzienników rosyjskich.

Mówimy to wszystko dla przykładu tylko, dla wykazania, że o kompromisie wtedy jedynie mówić można, jeżeli obie strony mają jakieś określone stanowisko, jakieś stałe zasady i wyraźne dążenia polityczne, chociażby nawet wręcz przeciwne. Kompromis jest w istocie swej po prostu targiem politycznym, nie ma zaś tam targu prawidłowego, gdzie ani żądanie, ani zaofiarowanie nie jest ściśle określonym. To, na co patrzymy obecnie, przypomina jakiś targ pierwotny, barbarzyński, kiedy obie strony starają się chytrze wybadać wzajemnie, żeby nie zażądać za mało i nie dać za dużo i obaj umawiający się myślą o tym, jakby najzręczniej wyprowadzić w pole przeciwnika.

Ż konieczności przy takim wzajemnym wybadywaniu się politycznym ustalać się jednak muszą, czasem wbrew woli obu stron, jakieś normy, jakieś zasady. Sposobem cywilizowanym można było zrobić to od razu, określiwszy jawnie i lojalnie wzajemne stanowisko; w pierwotnym trybie podstępnego wybadywania się i wzajemnego obałamucania się ogólnikami ciągnie się to daleko dłużej. Dziś już można jednak i trzeba wzajemne stanowisko wyjaśnić, chociaż zarówno primiritiele rosyjscy, jak ugodowcy polscy woleliby jeszcze zapewne prowadzić swój proceder sposobem dotychczasowym.

Taką zasadę polityczną, lojalnie przez ugodowców polskich wygłoszoną, a ze strony rosyjskiej, zarówno przez rząd, jak i w prasie jako warunek sine quo non postawioną, jest „zjednoczenie się Polaków” nie tylko z państwem, ale i z ojczyzną rosyjską. Następstwem tego zjednoczenia ma być „równouprawnienie” ludności polskiej z innymi obywatelami państwa rosyjskiego, wraz z łaskawym pozwoleniem zachowania odrębności kulturalnej i etnograficznej. Ma się rozumieć, zachowania w granicach, jakie wymagania państwowości rosyjskiej tej odrębności zakreślają, a raczej w jakich tolerować ją mogą, nie zmieniając zasadniczo swego charakteru prawno-politycznego.

Kto mówi o równouprawnieniu politycznym i zjednoczeniu państwowym z Rosją w warunkach istniejących, powinien wyjaśnić właściwe znaczenie tych wyrażeń w pojmowaniu rządu i opinii publicznej rosyjskiej. Ustrój państwa jest centralistyczny, polityka zaś rządu dąży jawnie i świadomie do wytworzenia nie tylko politycznej, lecz i narodowej jedności. Ten „unitaryzm” rosyjski jest faktem, któremu nie zaprzeczają nawet ugodowcy. Jeden z nich, niejaki p. Bagnicki dał niedawno dosyć trafną charakterystykę trzech stronnictw, a raczej trzech głównych kierunków opinii publicznej rosyjskiej. Okazuje się z tej charakterystyki, że nawet prąd liberalny, dosyć popularny wśród inteligencji rosyjskiej, ale nie mający obecnie żadnego wpływu na politykę rządu i w zasadzie najbardziej nam przychylny, jest jednak wyraźnie centralistycznym, dążącym do ujednostajnienia wszystkich urządzeń państwowych, a więc do zupełnego równouprawnienia, ale zarazem, za pomocą niego, do osłabienia i wreszcie zniweczenia wszelkiej odrębności narodowej. Najliberalniejsze z liberalnych pism rosyjskich „Ruskija Wiedomosti”, które nigdy nie podszczuwały opinii publicznej przeciw Polakom, owszem stale, chociaż rzadko zaznaczały swoją życzliwość dla nas, wyrażają tylko nadzieję, że nastąpią ulgi, „które wyrównają różnice między prawami ludności polskiej a prawami innych części państwa i które rozciągną na Królestwo Polskie reformy, istniejące już ku ogólnemu dobru w rdzennej Rosji”. Bardzo jasno i dokładnie formułuje zarówno poglądy rządu, jak i poglądy inteligencji rosyjskiej na stosunek Polaków do państwa „Jużnyj kraj”. Z tego względu przytoczymy jego zdanie, chociaż ten dziennik prowincjonalny nie może mieć poważnego wpływu. „Jużnyj kraj” widzi piękną przyszłość w razie pojednania dwóch plemion słowiańskich i wzywa Polaków do pracy ręka w rękę, w imię wspólnej ojczyzny i pod jednym monarchą, dla szczęścia i rozkwitu niepodzielnej Rosji. Ale koniecznie niepodzielnej, bo nadanie Królestwu autonomii politycznej, chociażby w zakresie niewielkim, byłoby utworzeniem oddzielnego pawilonu w gmachu państwowym.

„Cała historia Rosji dążyła do tego, aby „pawilony” zmieniać w nierozdzielne swoje części, trwale i nierozerwalnie związane z głównym gmachem. leżelibyśmy przyjęli system tworzenia pawilonów, Rosją wkrótce stałaby się podobną do „świątyni w ruinach”. Dziś powstałby taki pawilon w kraju północno-zachodnim, jutro w guberniach nadbałtyckich, pojutrze w kraju zakaukaskim itd.  Zdrowa polityka rosyjska powinna dążyć do osłabienia sił odśrodkowych naszych kresów, nie zaś rozwijać i popierać separatyzm, który narażał i naraża nas na tyle kłopotów”.

„Mirowyja Otgołoski” przemawiają jeszcze wyraźniej: „Ogromna większość społeczeństwa polskiego szczerze szuka zbliżenia się do Rosji, a naród rosyjski z ochotą wyciąga do niego rękę. Polacy mogą być zrównani pod względem praw z pozostałymi poddanymi państwa. Guberniom polskim mogą być dane takie same instytucie, z jakich korzystają gubernie wewnętrzne. Polskiemu narodowi należałoby dać więcej swobody w działalności naukowej, literackiej, artystycznej, w tworzeniu swojej odrębnej narodowej cywilizacji. W zamian za to wszystko należy tylko żądać od Polaków szczerego uznania idei łączności państwowej i sumiennego spełniania obowiązków, jakie na nich wkłada państwowość”.

To samo pismo w drugim artykule określa dokładnie „obowiązki, jakie nakłada państwowość” na Polaków. Wykazuje bowiem przykładami, że państwa współczesne w Europie za pomocą różnych środków, nie wyłączając represyjnych, dążyły lub dążą dotychczas do „niwelacji językowej”. Wyjątek stanowią tylko Szwajcaria i od 30 lat Austria. Jest to istotnie fakt, któremu zaprzeczyć nie podobna. Anglia, Francja, Hiszpania, Włochy, nie mówiąc o Niemczech, wyznają i stosują konsekwentnie tę zasadę, którą wygłaszają „Mirowyja Otgołoski”, że „w silnym państwie powinien być tylko jeden język państwowy”.

„Czy i w szkole także, godzi się zapytać”, woła rozpaczliwie „Dziennik poznański”, broniąc ostatniej pozycji, której ważność z własnego doświadczenia rozumie.

Tak i w szkole może mu śmiało odpowiedzieć autor rosyjski, opierając się na przykładzie Francji, Anglii i innych państw, które jednocześnie życzliwie tolerują „odrębność etnograficzną” Bretończyków, Prowansalów, Basków, Walijczyków itd.

Dziennik rosyjski idzie jeszcze dalej, ale i w tym dążeniu może się powołać na przykład Węgier i Niemiec, w których zasady unitaryzmu i centralizmu państwowego są bezwzględnie stosowane.

„Kiedy język rosyjski zostanie wprowadzony do szkół i do nabożeństwa, władza rosyjska w Polsce stanie się niewzruszoną. Wyższa klasa naturalnie ucieknie się do najrozmaitszych intryg, celem prowadzenia walki z tą reformą, która pozbawi ją ostatniej nadziei. Ale klasa ta w rzeczywistości stanowi słabą mniejszość, która może być zmieciona przez nowe warstwy zrusyfikowane. W Poznańskim daje się słyszeć tylko język niemiecki; co szkoły poznańskie zrobiły dla języka niemieckiego, toż samo mogą zrobić szkoły warszawskie dla języka rosyjskiego”.

Politycy praktyczni, jakimi są ugodowcy, nie mogą nic na to odpowiedzieć, nie mają w zapasie argumentów potrzebnych. Kraj, polemizując z dziennikiem rosyjskim, czepia się szczegółów, wykazuje niedokładność informacji, dowodzi, że Milutin nie chciał zaprowadzenia w Królestwie języka rosyjskiego itp.

Ależ tu nie o dokładność szczegółów chodzi, tylko o to, że unitaryzm rosyjski, który sami ugodowcy stwierdzać wciąż muszą i z którym, jako z faktem niewątpliwym godzą się ci „czciciele faktów”, z natury swej, jeżeli tak powiedzieć wolno, nie może znosić żadnej odrębności formalnej. Ten unitaryzm stworzył silne państwo, które, podobnie, jak inne państwa na tej samej zasadzie wcześniej zorganizowane, dążyć musi do niwelacji ogólnej, a więc nawet językowej. Różnica w opinii rosyjskiej na tym tylko polega, że jedni, w tej liczbie może nawet rząd obecny lub przynajmniej car, pragną, żeby proces niwelacji odbywał się dobrowolnie, drudzy, jak „Świet” lub „Moskowskija Wiedomosti” dowodzą pożyteczności stosowania środków przymusowych. I „Pietiersburskija Wiedomosti”, którymi tak zachwycają się nasi ugodowcy, gromiąc dziennik moskiewski za „niepolityczne” zachowanie się względem Polaków, podejrzewające wciąż szczerość ich uczuć lojalnych, dosyć jasno tę różnice zaznaczają. „Moskowskija Wiedomosti”, pisze organ ks. Uchtomskiego[4], pojmują „ideę wszechrosyjskości” jako wyjątkowość, zniżają do znaczenia formy, pozoru, systemu moskiewskiego. Tymczasem idee rosną i rozwijają się, przybierając rozmaite formy, zgodnie z czasem, zgodnie z pojęciami danej epoki. Co innego jest tworzenie jedności państwowej, a co innego utrzymanie i utrwalenie już utworzonej, i innych środków działania wymaga”.

System przymusowy mógł być dobrym i właściwym w pierwszym okresie rozwoju „wszechrosyjskości”, obecnie jednak potrzebny jest system inny – dobrowolnej asymilacji, opartej na zaufaniu. Spór w prasie rosyjskiej toczy się w samej rzeczy o to, w jaki sposób najłatwiej i najkorzystniej dla państwa zjednoczyć nas z nim i zniwelować do poziomu wszechrosyjskiego znamiona naszej odrębności, zachowując pożądaną nawet odrębność etnograficzną, jako miłą rozmaitość w jedności politycznej.

Niewinną odrębność etnograficzną uznają nawet patrioci moskiewscy, którzy żądają tylko, żeby nazwa „Polak” miała w Rosji takie znaczenie, jakie mają we Francji nazwy „Bretończyk” lub „Prowansalczyk”. Słowa gazety moskiewskiej oburzyły naszych ugodowców, chociaż, gdyby nie folgowali uczuciom i myśleli logicznie, musieliby przyznać, że są konsekwencją ich programu. Bretończyków ani Prowansalów nikt nie prześladuje, nikt nie zabrania używać im swego języka w życiu prywatnym, a nawet w wystąpieniach publicznych, mogą pielęgnować swoje piśmiennictwo, zachowywać swój strój, obyczaj narodowy, słowem, swoje właściwości etnograficzne i kulturalne. Mogliby nawet, jak Walijczycy w Anglii, zakładać szkoły prywatne z wykładem w języku ojczystym, gdyby na to pozwalało „w jednym państwie jednakowe dla wszystkich prawo”, jak wyraża się liberalny dziennik rosyjski.

Unitaryzm rosyjski może z powodzeniem powoływać się na przykład Francji południowej. I tam stosowano naprzód środki przymusowe, nie wyłączając krwawych gwałtów, prześladowania religijnego i rządowej kolonizacji, bez skutku zamierzonego, które osiągnęło dopiero dobrowolne zjednoczenie, oparte na równouprawnieniu i pobłażliwym uwzględnieniu odrębności etnograficznych. Dokonał tego dzieła liberalny unitaryzm francuski zaprowadzeniem jednakowych dla wszystkich urządzeń, pod hasłem braterstwa, wolności i równości obywatelskiej. Tego samego dokonać pragnie humanitarny unitaryzm rosyjski ks. Uchtomskiego i innych, którzy pojmują, że „idea wszechrosyjska”, zgodnie z wymaganiami czasu i zmianą pojęć, musi przybierać odpowiednie formy i nie może być dzisiaj propagowaną ani żelaznym „kostylem” Iwana Groźnego ani „dubinką” Piotra.

Bardzo roztropnie wyjaśnia wyższość systemu jednoczenia opartego na ludzkości i zaufaniu szczery zawsze książę Mieszczerski.

W każdym razie, gdy się hołduje polityce, opartej na zasadniczej nieufności względem narodu polskiego, zadanie zjednoczenia go w znaczeniu państwowym staje się pracą Syzyfa i napełnianiem beczki Danaid, albowiem wszystko to, co rząd może zyskać na okazywaniu nieufności aż do zbytecznych represji włącznie, straci niechybnie wskutek utrzymania się i wzrastania w łonie społeczeństwa polskiego wszystkich tych rzeczy niepożądanych, które różnymi drogami uchylają się od uderzeń władzy rosyjskiej; albo wskutek tego, przeciw czemu polityka zasadniczej nieufności jest bezsilną, jak np. narodowość i wiara, oddalające się od zadań rządu zamiast się do nich zbliżać.

^Polityka taka stwarza sama nierówną przeciw sobie walkę. Siła rosyjska, nie zważająca na jakość swych środków rusyfikacyjnych i na jakość osób powołanych do tej pracy, jest w takim razie siłą stanowczo słabą, a natomiast siła polska, podniecana systemem drobnych represji, wprowadza do walki najlepsze siły swoje umysłowe i zaprawia je fanatyzmem. Nie istniałby on, naturalnie, gdyby politykę rosyjską wprowadzali w czyn najlepsi ludzie rosyjscy i gdyby polityce przyświecała myśl zjednywania innych dla Rosji nie tylko postrachem, ale także budzeniem szacunku i sympatyk.

Jako prawdziwy Rosjanin i w dodatku eks-gubernator nie lekceważy on „siły policyjnej”, ale radzi do niej dodać „siłę duchową”, nie skarży się na to, że Polacy kochają Mickiewicza, ale ubolewa, że nie było łudzi, którzy by potrafili nauczyć nas kochać Puszkina.

„Siła duchowa” rosyjska w swojej specyficznie narodowej postaci nie jest dla nas bynajmniej groźną. Ale może stać się niebezpieczną, gdy staje na gruncie ogólnoludzkim. Najpotężniejszym, chociaż na szczęście w bardzo ograniczonej sferze działającym czynnikiem rusyfikacji był w swoim czasie socjalizm i radykalizm rosyjski. System Apuchtina29, z wyjątkiem może garstki szubrawców, nie zrusyfikował nikogo, ale radykalizm rosyjski oderwał od narodowości naszej setki młodzieży inteligentnej, a w tysiącach poczucie narodowe osłabił i znieprawił. Unitaryzm państwowy, przybrany w pozory humanitaryzmu i europejskości, mógłby być dla nas istotnie groźnym, gdyby prąd ugodowy ogarnął kiedyś szerokie warstwy społeczeństwa polskiego.

Ani rząd, ani społeczeństwo rosyjskie nie zdradzają dzisiaj, w najmniejszej bodaj mierze, zamiaru odstąpienia od systemu polityki centralizującej i jednoczącej, właściwie niwelującej wszelkie odrębności. Ta polityka stworzyła państwo rosyjskie i jest dotychczas główną podstawą jego potęgi. Jakkolwiek Rosja bardziej może niż Austria jest państwem różnorodnym pod względem narodowościowym, żywioł panujący ma w niej przewagę liczebną. Zresztą, oprócz Polaków i Finlandczyków, poniekąd Ormian i Litwinów, świadomość narodowa innych ludów jest bardzo słaba. Nie ma więc po prostu nie tylko warunków dla powstania i rozwoju w społeczeństwie rosyjskim dążeń federalistycznych lub chociażby autonomicznych, ale nawet uzasadnionych pobudek do uznania i tolerowania istniejących odrębności narodowych i historycznych.

Przekonania i poglądy teoretyczne, uczucia humanitarne nielicznych jednostek, chociażby te nawet zajmowały stanowiska wpływowe, w najmniejszym stopniu nie zmienią systemu politycznego. Równouprawnienie w pojęciu rosyjskim zawsze jest synonimem praw jednakowych. Unitaryzm państwowy czuje się dziś tak silnym, że może dać wszystkim poddanym cara jednakowe prawa, że może się wyrzec dotychczasowej taktyki tłumienia przemocą i prawami wyjątkowymi wszelkiej odrębności. Naturalnie, dając Polakom jednakowe prawa z prawami innych obywateli państwa, rząd nie zniesie od razu tych urządzeń odrębnych, które ze względów praktycznych są dziś konieczne. Zgodzić się może nawet na pewne ulgi, jak np. większe uwzględnienie języka polskiego w szkołach, cofnięcie niektórych niedorzecznych i obrażających uczucia ludności rozporządzeń, ale systemu politycznego nie zmieni, bo potrzeby tej zmiany nie odczuwa i nic go na razie do niej nie zmusza. Owszem, stopniowo rozwijać będzie i wzmacniać to wszystko, co ściślej zjednoczyć może naród polski z państwem i narodem rosyjskim, znosić będzie stopniowo wszystko, co odrębność naszą narodową zachowuje i utrwala. Zjednoczenie Polaków z państwem rosyjskim na zasadzie równouprawnienia, gdyby przeprowadzić się dało, byłoby równoznacznym z zagładą naszej odrębności narodowej, naszej indywidualności politycznej. Ale to zjednoczenie, chociażby nawet ugodowcy szczerze go pragnęli, nie może być ani dobrowolnie, ani przymusowo osiągnięte. Skoro tylko masy ludowe zaczęły żyć życiem politycznym, a nawet skoro tylko pierwsze błyski świadomości narodowej je oświeciły, poczucie odrębności musi wzmacniać się, wzrastać i szukać dla siebie form odpowiednich. Wszędzie i zawsze w ludzie indywidualność narodowa jest silniejsza, niż w warstwach innych, tym bardziej zaś wtedy, gdy się staje świadoma. Demokratyzacja stosunków społecznych i życia politycznego, postępująca z siłą żywiołową, bo jest koniecznym wynikiem warunków historycznych i rozwoju ekonomicznego narodów – nie może się pogodzić z unitaryzmem państwowym tam nawet, gdzie od dawna jest on faktem dokonanym i uświęconym. Istotnie, jak twierdzą publicyści rosyjscy, zniwelował ten unitaryzm odrębności historyczne i narodowe we wszystkich prawie państwach europejskich, ale dokonawszy tego zadania za pomocą równouprawnienia i demokratyzacji urządzeń publicznych, wywołał sam przeciw sobie reakcję. Ta reakcja w krajach, w których wskutek rozmaitych warunków zadanie zjednoczenia państwowego i niwelacji narodowej dosyć wcześnie zostało przeprowadzone i mogło się utrwalić, zanim rozbudziła się świadomość odrębności plemiennej i politycznej w ludach podbitych lub dobrowolnie połączonych – nie jest i nie będzie zapewne nigdy dosyć silną, żeby mogła organizację unitarną i centralistyczną państwa rozbić. Ale dla Rosji opóźnionej przynajmniej o sto lat w rozwoju politycznym, w porównaniu z innymi państwami europejskimi, zadanie zjednoczenia państwowego dobrowolnego jest dziś bardzo trudnym, bodaj niemożliwym. My sami jesteśmy dosyć silni, żeby jej tę robotę polityczną zepsuć, żeby jej plany pokrzyżować. A przecie nie tylko my sami mamy świadomość swej odrębności narodowej i chociaż w nas jest ona najsilniej rozwiniętą, to i inne narody w państwie nieraz wykazują jednakowe z naszymi dążeniami. W społeczeństwie rosyjskim nie ma kierunku myśli politycznej, który by uznawał i szanował indywidualność narodową, z którym więc kompromis jakiś byłby dla nas możliwym. Lecz w państwie rosyjskim są grupy narodowe, w których poczucie odrębności plemiennej nie skrystalizowało się w prawdzie jeszcze w ideał niezależności politycznej, w których jednak dążenia odśrodkowe, wrogie unitaryzmowi państwowemu, są już dosyć jasno uświadomione. Jeżeli chcemy, jak zalecają ugodowcy, wejść „do środka państwa” i brać udział czynny w jego życiu politycznym, to chyba jedynie w tym celu, żeby te dążenia odśrodkowe wzmocnić naszym doświadczeniem politycznym. To zaś zadanie nie wymaga bynajmniej jednania się z rządem ani manifestowania uczuć wiernopoddańczych.

Dotychczas, jak zaznaczyliśmy w rozprawach polsko-rosyjskich na temat stosunku Polaków do państwa uznana została przez obie strony, chociaż nie była określona jasno i dokładnie, jedna tylko ogólna zasada polityczna – zjednoczenie państwowe na gruncie równouprawnienia, pojmowanego w znaczeniu: jednakowe prawa dla wszystkich obywateli Rosji, właściwie – poddanych cara. Pobieżny nawet rozbiór tej zasady wykazuje, że nieodmiennym wynikiem jej zastosowania musi być stopniowa zagłada odrębności narodowej, czego zapewne nie pragną nawet najgorliwsi ugodowcy, a tym bardziej obałamuceni zwolennicy ich polityki. Innego pojmowania zjednoczenia państwowego ani rząd, ani społeczeństwo rosyjskie nie ma i mieć nie może.

Nie wyczerpaliśmy bynajmniej tej kwestii i nie rościmy sobie pretensji, żeśmy ją wszechstronnie rozpatrzyli. Głownem naszym zadaniem było zaznaczenie i wyjaśnienie tego tematu do rozprawy zasadniczej, do tzw. „dyskusji generalnej”, która musi poprzedzać wszelkie rozprawy szczegółowe. Tę rozprawę ogólną powinny właściwie przeprowadzić z prasą rosyjską dzienniki ugodowe. Niechaj one społeczeństwu polskiemu oraz rządowi i społeczeństwu rosyjskiemu wyraźnie powiedzą: jak pojmują zjednoczenie państwowe. Ale ci kuglarze polityczni z pewnością odpowiedzi szczerej nie dadzą, prawdopodobnie nawet nie dadzą żadnej.


Tekst został opublikowany także w książce Jan Ludwik Popławski - Pisma polityczne


[1] Primiernia – (ros.) „pojednania”
[2] Konstantin Aksokow (1817-1860) – rosyjski publicysta, krytyk literacki, historyk i językoznawca. Jeden z głównych twórców nurtu słowianofilskiego w Rosji.
[3] Vladimir Gringmut (1851-1907) – rosyjski polityk, historyk i publicysta. Przedstawiciel monarchizmu, jeden z głównych twórców ruchu nacjonalistycznego Czarna Sotnia.
[4] Esper Uchtomski (1861-1912) – rosyjski książę, pisarz i publicysta. Redaktor naczelny Peterburgskij Wiedomosti, prezes zarządu Banku Rosyjsko-Japońskiego i członek rady Towarzystwa drogi żelaznej mandżurskiej. Był towarzyszem Mikołaja II w jego podróży dookoła świata.

Inne publikacje autora Wszystkie artykuły