Jan Ludwik Popławski - Apologia ugody

Jako dodatek do jednego z ostatnich numerów petersburskiego „Kraju” ukazała się rzecz p. Piotra Warty[1] pt. „O chwili obecnej, rozmowa polityczna”. Jest to obrona polityki ugodowej przed tą częścią umiarkowanych żywiołów naszego społeczeństwa, której pp. ugodowcom nie udało się dotychczas pozyskać. Aczkolwiek utwór wspomniany nie jest odezwą stronnictwa, którą by można było uważać za dokument, ale tylko artykułem dziennikarza, nie będącego nadto filarem obozu ugodowego, jeno jednym z główniejszych jego heroldów, acz z drugiej strony p. Piotr Warta wyraźnie oświadcza, iż pomiędzy nim a nami, „szowinistami”, nie ma żadnego gruntu nie tylko do porozumienia się, ale do dyskusji, a my pana Warty o niczym także przekonywać nie chcemy, to wszakże uważamy za właściwe przy tej sposobności wskazać pewne „ugodowe” sposoby roztrząsania spraw politycznych, czując się tym bardziej uprawnionymi do zabrania głosu, że pan Warta zaszczyt czyni „szowinistom”, oświetlając na swój sposób ich polityczne stanowisko, przy czym po długim i sumiennym namyśle zdecydował się nadać ich organowi, Przeglądowi Wszechpolskiemu[2], tytuł polskich Moskowskich wiedomosti[3].

Nie mamy zamiaru punkt po punkcie z p. Wartą polemizować – toby do niczego nie doprowadziło, ile że, jak powiedziano, o wzajemnym przekonywaniu się nikt nie marzy, natomiast nie będzie rzeczą zbyteczną podkreślić nicość pewnych argumentów, pewne fałsze i niekonsekwencje, wspólne wszystkim publicystom ugodowym, a uwidocznione razem przez p. Piotra Wartę, dzięki rozległości jego wypracowania.

Zanim do tego przystąpimy, musimy oddzielić od artykułu p. Warty to, co właściwie do sfery politycznej nie należy, a co jest reklamą handlową. Mamy na myśli ogłoszenia przednoworoczne „Kraju”, wplecione niezbyt zręcznie w dyskusję polityczną. Bo nic chyba z obroną polityki ugodowej nie mają wspólnego takie „argumenty’, jak: „Kraj przed paru miesiącami przedrukował świetny felieton p. Gradowskiego...”; „Szkice nadwiślańskie”, z których „Kraj” daje obszerne sprawozdanie (sic); „mogą pisma warszawskie górować nad „Krajem” talentem itd., ale muszą uznać, że mamy większą łatwość i możność informowania się o wszystkim, co dotyczy itd., więc „Kraj” w roli informatora oddaj e chyba pewne usługi” itp.

Mamy prawo przypuszczać, że tym właśnie przednoworocznym kombinacjom zawdzięczamy względnie przyzwoity ton artykułu pana Warty, większe bez porównania liczenie się z uczuciami ogółu, niż to widzieliśmy jeszcze niedawno. Jest to zjawisko pocieszające, świadczy bowiem o sile opinii publicznej, z którą musi się liczyć nawet petersburski tygodnik po przebyciu szeregu gorzkich doświadczeń. Wiara w potęgę bezczelności, którą wojują pokrewne „Krajowi” kierunkiem pisma galicyjskie, zbyt czuć się dała pismu, rozchodzącemu się w dzielnicy, gdzie opinia publiczna poważniej niż w Galicji się przedstawia. Pewne sposoby przemawiania odepchnęły od niego wielu współpracowników, którzy podtrzymywali jego kredyt moralny, więc dziś dla naprawienia złego p. Warta najsolenniej oświadcza: „Można godność narodową narazić, wprowadzając pierwiastek sentymentalizmu do stosunków i rozpraw politycznych, a tego „Kraj” nigdy (!) nie zalecał”. Można zapytać; czymże były liryczne artykuły wstępne i jeszcze liczniejsze korespondencje z Warszawy pp. Kosiakiewiczów?...

Umyślnie zwróciliśmy uwagę czytelnika na tę „prospektową” stronę artykułu p. Warty, to bowiem ułatwi mu zrozumienie właściwego przeznaczenia wielu ustępów. Wdawać się, wszakże w rozstrzyganie tego, czy publicysta nadnewski sumiennie swój towar zaleca, nie będziemy. Interesy handlowe „Kraju” mniej nas obchodzą niż powodzenie polityki ugodowej.

Punkt wyjścia artykułu p. Warty stanowi przeprowadzenie ścisłej analogii pomiędzy chwilą obecną a okresem przedpowstaniowym, który się zaznaczył korzystnymi dla nas reformami Aleksandra II. Autor twierdzi, że podobieństwo jest zupełne, natomiast nie zgadza się na porównywanie stanu rzeczy w Królestwie i Galicji, bo nie powinno się zapominać o tym, „że gdyby Austria nie została rozbita pod Sadową, swobody konstytucyjne nie popłynęłyby tak szerokim łożyskiem, równouprawnienie ludów i krajów nie wzrosłoby tak szybko, aż do granic federacji", natomiast „chwila historyczna, w której dokonywa się zwrot w stosunkach polsko-rosyjskich, jest chwilą wielkiego państwowego tryumfu Rosji”. Czy p. Warta nie wie, że gdyby Rosja nie była poniosła klęski w kampanii krymskiej, to reformy postępowe i ulgi Aleksandra II „nie popłynęłyby tak szerokim łożyskiem?” Więc gdzież podstawa do tego długiego, cały szereg kolumn zajmującego porównania z chwilą obecną, z „chwilą wielkiego państwowego tryumfu Rosji?” Gdzie tu konsekwencja?

Panowie ugodowcy w ogóle nadużywają porównań historycznych i przypominają ciągle okres przedpowstaniowy, najdalej wszakże zaszedł p. Warta, który stara się dowieść, że pomiędzy owym okresem a chwilą dzisiejszą nie ma żadnej różnicy. Przecie p. Piotr Warta chyba wie, że historia się nie powtarza, a jeżeli jemu ta prawda jest obca, to na pewno dawno uświadomił ją sobie jego mistrz i impressario, p. Spasowicz.

Okres ulg dla Polaków w początku panowania Aleksandra II i chwila obecna – to dwie doby dziejowe tak różne od siebie, że porównywanie ich tak bliskie, jak w artykułach ugodowych w ogóle, a w szczególności p. Warty, dowodzi tylko słabego umysłu albo niesumienności. Powierzchowne podobieństwo warunków, polegające na tym, że tu i tam rzecz się dzieje w początkach panowania młodego monarchy i faktycznie, bardzo ogólna wspólność, sprowadzająca się do tego, że w obu razach pobudką do pewnej zmiany frontu względem Polaków jest interes państwa, – to za mało na przeprowadzenie tak ścisłej analogii.

Czterdziestolecie, dzielące nas od owych czasów, przyniosło gruntowne zmiany, zarówno w Rosji, jak w Polsce. Reforma włościańska, rozwój stosunków ekonomicznych, powstanie styczniowe, przełom umysłowy i ruch rewolucyjny w Rosji, nowe prądy życia polskiego, system rusyfikacyjny w zaborze rosyjskim, polityczne sukcesy Rosji za granicą i przekształcenie się stosunków narodowo-politycznych w dwóch pozostałych dzielnicach polskich – wszystko to zmieniło zasadniczo fizjonomię stosunków rosyjsko-polskich. Ani Rosja nie jest tym, czym była przed czterdziestu laty, ani my nie jesteśmy już narodem, społecznie zacofanym, należącym ze względu na swój ustrój do zeszłego poniekąd stulecia. Mikołaj II nie jest Aleksandrem II, nie tylko ze względu na swój charakter i sposób myślenia, ale nawet na zakres swej władzy monarszej. Aleksander II był niejako ostatnim samowładcą rosyjskim, w znacznej mierze mógł on rządzić państwem według swej woli i na woli jego, takiej lub innej, można było wiele budować. Ale za jego panowania Rosja poczęła się szybko przekształcać z organizacji biurokratyczno- militarnej na państwo narodowe. Towarzyszący temu ruch rewolucyjny zmiótł liberalnego cara z tronu, a syna jego rzucił w objęcia reakcyjnej koterii, która ujęła rządy w swe ręce. Żyjący w ciągłej obawie rewolucji Aleksander III był carem z mniejszą pod pewnymi względami władzą od pierwszego lepszego monarchy konstytucyjnego w Europie. Mikołaj II, acz rządzący już bez tak wielkiej potrzeby chowania się przed własnymi poddanymi, ma za to do czynienia z pewną siebie i przyzwyczajoną do wywierania wpływu na rządy biurokracją, obok tego zaś musi liczyć się z opinią publiczną, która w ciągu tego czterdziestolecia w Rosji się jako tako sformowała i pozyskała pewne znaczenie. Dziś więc opierać się silnie na osobistej woli i sposobie myślenia monarchy nie wolno, bo ta niewiele zrobić może wbrew interesowi warstwy urzędniczej i kierujących opinią żywiołów. Nie stosuje się to do poszczególnych drobnych zmian i ulg, które dzięki rozmaitym wpływom możemy otrzymać, ale na ogół musimy się zgodzić na to, że położenie nasze o tyle tylko zmienić się może, o ile to będzie leżało w interesie przeważających dziś wpływem żywiołów społeczeństwa rosyjskiego.

Same pobudki do udzielenia pewnych ulg dziś i przed czterdziestu laty są inne. Wprawdzie, jak już powiedzieliśmy, tu i tam idzie o interes państwa; bo choć panowie ugodowcy wraz z p. Wartą źródło ulg widzą w dobrej woli i życzliwości dla nas monarchy, to przecież nie będą chyba władcy Rosji obrażali posądzeniem, że gotów byłby cośkolwiek zrobić z życzliwości ku nam wbrew interesom swego państwa. Różnica wszakże pojmowania interesu państwowego w ogóle, a w sprawie polskiej w szczególności, dziś i przed czterdziestu laty jest zasadnicza. Po wojnie krymskiej, po owej rosyjskiej Sadowie, potrzebne były reformy ogólnopaństwowe w celu podniesienia sił Rosji przez zbliżenie jej ustroju do ustroju zachodnich sąsiadów. Ulgi dla Polaków zjawiły się, jako część ulg dla całego państwa, owych reform, które tak doniosłe miały znaczenie w życiu państwowym rosyjskim, wywołując gruntowne jego przekształcenie. Dziś Sadowy, jak pan Warta przyznaje, nie ma i nie ma powodu do myślenia o wielkich reformach państwowych. Nie myśli się też o nich i nie mamy powodu do sądzenia, że Rosja stoi na progu jakiegoś nowego okresu ustawodawczego. Kwestia większych zmian w rządzeniu Polską wystąpić dziś może tylko samoistnie, a zmiany te mogą być wywołane widokami prawie wyłącznie miejscowymi. Jeżeli dziś mamy pewne, niewielkie zresztą, wbrew entuzjastycznej ocenie pana Warty, zmiany, to głównym ich źródłem jest niepowodzenie dotychczasowego systemu rusyfikacyjnego, małpowanego niedorzecznie na wzorach pruskich. Prusacy posunęli swój system eksterminacyjny do absurdu, a Rosjanie, którzy Prusakami nie są i tych atutów, co oni, w rękach nie mają, zrobili z niego potworność, jakby umyślnie na to wynalezioną, żeby, nic nie zbudowawszy, jak najwięcej zniszczyć, żeby, nie zyskawszy nic dla kultury ani dla państwowości rosyjskiej, jak najwięcej kosztów ponieść i jak najbardziej przed cywilizowanym światem się skompromitować. Dziś właściwie nie mówi się o ulgach dla Polaków, ale o takiej zmianie systemu, żeby rusyfikacja, jeżeli nie kulturalna, to przynajmniej państwowa, szła skuteczniej. Zawiodły również nadzieje na możność znalezienia oparcia dla rządu w masach ludowych polskich. Dziś te masy nie stanowią jeszcze groźnej siły przeciwrządowej, ale kierunek, w jakim się odbywa rozwój ich świadomości społecznej i narodowej, wskazuje, że taką siłą będą. Wobec tego, jako jeden z motywów, pobudzających do zmiany systemu rządzenia Polską, zjawia się potrzeba znalezienia oparcia w tych warstwach, które wszędzie rządom za oparcie służą, a które dotychczasowy system traktował niesłusznie, jako największych wrogów państwa. Każdy rząd stara się ułatwić sobie rządzenie krajem a nie utrudniać, to zaś stało się rzeczą widoczną, że dotychczasowy system eksterminacyjny, pozornie korzystny, gromadził stale coraz większe dla rządu trudności, które poczęły się ujawniać w coraz bardziej wrogim dla rządu nastroju ludności polskiej. Rząd rosyjski zbyt wielkie ma dziś potrzeby w kierunku rozwoju ekonomicznego państwa na gruncie możliwie normalnych stosunków politycznych, ażeby dobrowolnie chciał te stosunki zbyt od normy pokojowej oddalać; zbyt szeroko prowadzi obecnie politykę zagraniczną, w której coraz większe interesy na dalekim wschodzie odgrywają rolę, ażeby mógł lekceważyć sobie usposobienie mieszkańców zachodniej części państwa, których żaden system eksterminacyjny nie wytępi i sił żywotnych nie pozbawi. To faktem jest, że Rosja ma aż za wiele powodów do tego, żeby system rządzenia Polską zmienić, jeżeli zaś ta zmiana w decydujący sposób się nie objawia, to tylko dzięki pewnej inercji politycznej, utrudniającej wstępowanie na nowe drogi, i łakomstwu rosyjskiemu, które za czasów Hurki[4] i Apuchtina[5] zdążyło już zasmakować w brutalnym systemie rabunkowym. To też po wahaniach się w tę i ową stronę możemy się spodziewać jeszcze silniejszego naporu fali rusyfikacyjnej, niż ten, którego w dniu wczorajszym doświadczaliśmy i który nam dziś prawie w całej swej sile jeszcze daje się we znaki, co nam nie przeszkadza wierzyć, że prędzej czy później siła warunków realnych zmusi rząd do zmiany stanowiska i do odstąpienia od swych zbyt śmiałych w polityce polskiej widoków.

Jeżeli Rosja jest dziś czym innym niż była w początkach panowania Aleksandra II, jeżeli odmienne całkiem są dziś pobudki do takiego lub innego stanowiska w polityce polskiej, to niemniej zmieniliśmy się i my sami i nasze wobec rządu rosyjskiego stanowisko. Zmiany, jakie w ciągu ostatniego czterdziestolecia zaszły w społeczeństwie polskim, jeszcze mniej upoważniają do bawienia się w porównania chwili obecnej z okresem przedpowstaniowym.

Publicyści ugodowi mydlą społeczeństwu oczy sposobem rozumowania następującym. Rząd przed powstaniem dawał ulgi; gdyby nie powstanie, cieszylibyśmy się dziś znośnymi warunkami politycznymi i mielibyśmy sił więcej do pracy narodowej. Dziś rząd znów ulgi daje lub dać pragnie, powinniśmy się tedy rzucić mu w objęcia, żeby nie zmarnować sposobności, którą raz już zmarnowaliśmy. Rozumowanie bardzo proste, bardzo przemawiające do przekonania słabym głowom, pozbawionym politycznego wykształcenia, nie mającym pojęcia, czym ich własne społeczeństwo jest, jakie ma zadania i jakie potrzeby. Pan Warta sam twierdzi, że dziś nikt u nas powstania nie przygotowuje, ale to mu nie przeszkadza mówić o identyczności chwili obecnej z okresem, kiedy powstanie przygotowywano, i dowodzić, że społeczeństwo, a przynajmniej umiarkowane jego sfery, powinny całkiem przeciwnie się zachować niż w owej dobie. Udając niewinnych baranków, obrońcy polityki ugodowej tak sobie rozprawiają o naszym stosunku do Rosji, jakbyśmy nie posunęli się od powstania o krok nawet w rozwoju społecznym, jakby kwestie polityczne u nas pozostały te same, co wówczas, jednym słowem, jakbyśmy byli tym samym społeczeństwem, co przed powstaniem, uboższym tylko o tyle, o ile nas powstanie zubożyło. Dla pana Warty jedyni przeciwnicy polityki ugodowej, jacy w społeczeństwie istnieją, to szowiniści i... impresjoniści. Oto, co może wiara w naiwność czytelnika! Taki pan Warta, jakby nie wiedział o tym wcale, że po powstaniu i po reformie włościańskiej społeczeństwo, wyzwolone z pęt starych, zaczęło się z niesłychaną szybkością w nowych warunkach życia ekonomicznego przekształcać, że towarzyszy temu rozwój ruchu społecznego, niezależny w znacznej mierze od kwestii obcego panowania na naszym gruncie. Powstały programy społeczne, bądź łączące sprawy ekonomiczne ze sprawą narodową, bądź wypierające się wszelkiej wspólności z patriotyzmem, a nawet wypowiadające mu walkę, bądź wreszcie wypierające się ze stanowiska narodowego wszelkich aspiracji politycznych, z których zrodziło się ostatnie powstanie. Mieliśmy program pracy organicznej, mieliśmy i mamy programy socjalistyczne, mamy wreszcie programy ludowe. Wiemy dobrze, iż istnienie tych programów nie zaznaczyło się i nie kończyło na papierze, że odpowiadały one w mniejszym lub większym stopniu ruchowi społecznemu, istniejącemu w życiu, że mieliśmy najpierw ruch śród wywalczającej sobie znaczenie społeczne klasy handlowo-przemysłowej, że rozwinął się w następstwie silny ruch robotniczy, objawiający się aż nadto wyraźnie w miejscowościach fabrycznych i górniczych, że mamy już wcale poważne zaczątki ruchu ludowego śród chłopów, który gdy się rozwinie, zajmie pierwsze miejsce w naszym życiu zbiorowym. Czy pan Warta i pokrewni mu dążeniami publicyści nie rozumieją, że ruchy te muszą nie tylko wyciskać pewne piętno, ale wprost wywierać wpływ decydujący na kierunek naszych dążeń narodowych? Czemu ci panowie, mianujący siebie realistami politycznymi i w istocie aż nadto realni w swoich aspiracjach, udają, że patrzą na stosunki polsko-rosyjskie, jako na kwestię wyłącznie narodowościową?...

Ostatnie powstanie zamknęło okres walk o niepodległość, prowadzonych przez tę część społeczeństwa, która żyła życiem politycznym w dawnej Rzeczypospolitej, która miała, skutkiem tego aspiracje narodowo-państwowe, ale nie znajdowała dla nich oparcia w masach ludowych, pozbawionych wszelkiej politycznej samoistności i będących siłą uśpioną. Z tą tylko częścią społeczeństwa liczył się rząd rosyjski w swej polityce względem Polaków i z tą tylko liczyć się miał potrzebę. Zamykając ten okres, powstanie styczniowe i związane z nim ściśle uwłaszczenie włościan stało się początkiem nowej doby, w której szybki rozwój życia społeczno-ekonomicznego wysunął na widownię nowe żywioły, nowe czynniki społeczne, w której o kierunku dążeń politycznych coraz więcej zaczynają decydować ekonomiczno-społeczne potrzeby.

Gdyby przy określaniu naszego stanowiska wobec rządu rosyjskiego nie wchodziły wcale w grę nasze ideały narodowe, nasze przywiązanie do narodowej kultury, jednym słowem, nasz patriotyzm polski, w którym panowie ugodowcy widzą jedyną dla swej polityki przeszkodę, gdyby tradycja samoistności narodowej przestała wpływ wywierać i gdyby sprawa zachowania oraz rozwoju narodowości naszej stała się dla nas obojętną – wszystko to nie rzuciłoby jeszcze społeczeństwa naszego w objęcia Rosji. Z chwilą, kiedy w naszych warstwach ludowych zaczynają się zjawiać wyższe potrzeby kulturalne, a z nimi aspiracje do odgrywania roli społecznej, jaką odgrywają odpowiednie warstwy na zachodzie, wszelki ruch ludowy u nas musi mieć za pierwsze dążenie – zdobycie wyższych form politycznych, w których jedynie warstwy ludowe mogą prawidłowo siły swe rozwijać i zdobycze stopniowe na swoją rzecz czynić. Form takich nie może nam dać „ujednostajnienie polityczne z resztą państwa”, którego mieszkańcy, niżsi kulturą, rozrzuceni na olbrzymiej, słabo zaludnionej przestrzeni, dalekiej od europejskiego układu stosunków ekonomiczno-społecznych, długo jeszcze będą zadowalali się dzisiejszym typem organizacji państwowej rosyjskiej, bez względu na sporadyczne przeciw niej protesty. Żadna tedy partia demokratyczna w naszym kraju nie może się pogodzić z widokami dłuższego życia w jednakowych instytucjach politycznych z ludnością obszernego państwa carów. Najlepszy tego przykład mamy w rozwoju programowym naszego ruchu socjalistycznego, który z początku wyrzekał się ojczyzny, złorzeczył wszelkim marzeniom o niepodległej Polsce, w końcu zaś wysunął na pierwszy plan w swoich programach Polskę niepodległą, jako najodpowiedniejszą formę polityczną, w której klasa robotnicza będzie mogła prowadzić prawidłową walkę o swe prawa. Jakkolwiek się będziemy zapatrywali na stopień realizmu politycznego w programach socjalistycznych, fakt ten pozostanie zawsze pouczającym, świadcząc, jak koniecznym dla partii demokratycznych u nas jest dążenie do wyższych form politycznych niż te, do których dojrzało społeczeństwo rosyjskie. Konieczność tę rozumieją coraz lepiej światlejsze jednostki wśród samego ludu, wśród robotników i chłopów, a wpływa na tę świadomość w silnym stopniu poznawanie stosunków w sąsiednich dzielnicach polskich, gdzie życie konstytucyjne pozwala ich braciom coraz lepiej rozwijać zorganizowaną działalność, prowadzącą do realnych zdobyczy dla ludu, do podniesienia jego znaczenia i dobrobytu.

Natomiast żywioły wsteczne, a jak je nazywa p. Warta „umiarkowane”, patrzące z obawą na rozwój ruchu ludowego i na rodzącą się samodzielność społeczną mas, wiedzące dobrze z doświadczenia krajów zachodnich, dokąd ta samodzielność ludu prowadzi, z pewną sympatią nawet mogą patrzeć na rosyjski ustrój państwowy, gdzie fikcje samorządu dają „ziemstwa” i „dumy”, i gdzie opiekuńczy rząd jest najpewniejszym wałem przeciw szturmującym o swobody polityczne masom. Z drugiej strony, nasz krótkowidzący przemysł i handel, lokujący wszystkie swoje nadzieje na Wschodzie, z którego żyje dzisiaj, dąży do jak najściślejszego związku z Rosją, którą uważa za podstawę swego istnienia po wsze czasy.

Niezależnie tedy, powiadamy, od dążności narodowych, sprawa stosunku do Rosji niejednakowo się przedstawia dla całego społeczeństwa. W sprawie tej społeczeństwo rozbija się na dwa wielkie obozy; żywioły demokratyczne muszą dążyć do jak największego wyodrębnienia się politycznego ziem polskich w państwie rosyjskim, podczas gdy te klasy społeczne, które na zachodzie łączą się przeciw ludowi w imię reakcji i które u nas poczynają coraz wyraźniej iść w tym samym kierunku, mogą widzieć interes dla siebie w jak najściślejszym związku z Rosją i w politycznym z nią „ujednostajnieniu”.

O tym wszystkim publicyści ugodowi pozornie zapominają, deklamując tylko o potrzebach czysto narodowych, które im nakazują jakoby rzucać się w objęcia Rosji. Dziwne to potrzeby narodowe... Pan Warta wygląda na dobrego patriotę, gdy mówi, że nie zgodziłby się na „kompromis na gruncie wiary, języka i narodowości”. „Na tym punkcie – powiada – jesteśmy wszyscy nieprzejednani”. Patriotyzm wszakże, sprowadzający się do tego, jest bardzo ubogim. Wartość jego podaje w wątpliwość własna uwaga p. Warty, wypowiedziana na następnej stronnicy: „Żaden system nie przerobi nas na Niemców albo Rosjan, żaden nie wydrze nam języka i wiary, ale czy tylko z tych dwóch elementów składa się życie cywilizowanego narodu? Im naród do większych powołany jest przeznaczeń, tym bardziej lękać się musi zaniku pewnych swoich organów, dbać musi o to, żeby nie zatracić uzdolnienia do pewnych funkcji”. Dodać tylko trzeba, że naród musi dbać o rozwój i wzrost uzdolnienia do pewnych funkcji, a będziemy mieli podstawę dla programu narodowego. Na tej to podstawie, opierając się, dążyć musimy do zachowania resztek odrębności naszych instytucji i do jak największego tej odrębności rozwoju, stosownie do odrębności kulturalnej naszego społeczeństwa, z drugiej zaś strony przygotowywać w społeczeństwie grunt do otrzymania możliwie wysokich form politycznych, w których uzdolnienie do pewnych funkcji, jak skromnie mówi p. Warta, zachowuje się i wzrasta. Dlatego właśnie, że „życie cywilizowanego narodu nie składa się z dwóch tylko elementów – języka i wiary”, ułatwienie rządowi procesu „ujednostajnienia” uważamy za politykę antynarodową. Dla tej samej przyczyny dążyć musimy do przekształcenia dzisiejszej Austrii w kierunku jak najszerszego rozwoju autonomii krajów i chcielibyśmy w niej widzieć państwo federacyjne, wtedy bowiem w polskiej części monarchii umożliwiony by był samoistny, zgodny z potrzebami społeczeństwa rozwój urządzeń politycznych.

Polityka ugodowa, jako ułatwiająca rządowi rosyjskiemu ostateczne zlanie ziem polskich z rosyjskimi pod względem prawno-politycznym, jest przeciwnarodową i antydemokratyczną – oto dlaczego zwalcza ją stronnictwo demokratyczno-narodowe czyli, jak p. Piotr Warta ściśle się wyraża, – „szowiniści”. Ci „szowiniści” wcale nie utrzymują, że „nic się nie zmieniło”, wcale nie wygłaszają zasady „im gorzej, tym lepiej” (ostatnią zasadą wojowali często za czasów Hurki dzisiejsi ugodowcy, pragnąc przekonać społeczeństwo, że polityka oporu przeciw ruszczeniu i uciskowi jest niepotrzebna), – i p. Warta, wkładając im w usta te twierdzenia, wie dobrze, że to kłamstwo. Ale p. Warta wołał urządzić się dowcipnie: zamiast rozprawy poważnej dał czytelnikom figlarny felieton, ubrany w formę pogawędki na przechadzce, za współbiesiadnika wybrał sobie jakąś dziwną figurę ze słabą głową, która, jakby przekupiona przez niego, sama mu podpowiada argumenty, nagromadził mnóstwo fałszów faktycznych i koziołków logicznych, w końcu zaś przedstawił dwie grupy przeciwników ugody: „szowinistów” i „impresjonistów”. Dla ułatwienia sobie walki z tymi „szowinistami” zapomniał na chwilę o wszelkich poważnych argumentach, którymi politykę ugodową się zwalcza, a włożył im w usta zmyślone przez siebie głupstwa. Za wiele by zajęło miejsca prostowanie w artykule p. Warty błędów i fałszów – zresztą nie to było naszym zadaniem. Chodziło nam tylko o podkreślenie w nim tego, co znamionuje całą publicystykę ugodową, o wskazanie na jakich podstawach spoczywa i jakimi argumentami się posiłkuje obrona tej tak niezgodnej z interesami narodu polityki.

Przegląd Wszechpolski, 1897


Tekst został opublikowany także w książce Jan Ludwik Popławski - Pisma polityczne


[1] Piotr Warta – pseudonim używany przez Erazma Piltza (1851-1929) – publicysty i polityk o poglądach konserwatywnych. Współzałożyciel tygodnika „Kraj”, członek Komitetu Narodowego Polskiego.
[2] Przegląd Wszechpolski – miesięcznik założony przez Popławskiego i Dmowskiego będący organem prasowym Narodowej Demokracji. Wydawany w latach 1895-1905.
[3] Moskowskije wiedomosti – jedna z najstarszych gazet rosyjskich, wydawana w latach 1756-1917. Początkowo o liberalnym charakterze, z czasem stała się organem prasowym partii monarchistycznych i nacjonalistycznych.
[4] Iosif Hurko (1828-1901) – rosyjski feldmarszałek. W latach 1883-1894 generał-gubernator warszawski oraz dowódca Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Zaciekły zwolennik rusyfikacji, doprowadził do wyrugowania języka polskiego ze szkół i urzędów, zaostrzenia cenzury oraz prześladowania unitów.
[5] Aleksander Apuchtin (1822-1903) – rosyjski generał. W latach 1879-1879 kurator warszawskiego okręgu szkolnego. Twórca zrusyfikowanego systemu szkolnictwa w Królestwie Polskim.

Inne publikacje autora Wszystkie artykuły